niedziela, 17 listopada 2013

Satyra w psich szelkach:)

Długo nie pisałam. Cóż dni podobne do siebie. Masa pracy, zakupy, spacery i tak..
Wczorajsza sobota była nietypowa. Rano jak zwykle pobudka, spacer i zmykam do swoich obowiązków. One wiedza ze wychodzę i same idą na swoje miejsca. Wczoraj "wyliczyły" sobie, że mam wolne i zamiast iść na posłanie zaczęły się zabawy. Dałam hasło, wychodzę a one zamarły , zupełnie jakby pytały? Musisz?
Ich reakcja wprawiła mnie w dobry nastrój.
 Po powrocie, pierw spacer i ..... koniec dnia. Sunie dostały po posiłku  , każda po kurzej łapce. Maksi poszła zaraz na posłanie, ale Funia wróciła po chwili do mnie do kuchni. Usiadła i patrzyła mi w oczy.
Dałam?nie dałam?. W pokoju okazało się, że Funia wskakując na tapczan, zgubiła łapkę. Smakołyk wpadł  obok Maksi. Przyjście małej do mnie do kuchni było prośbą o pomoc.

Nauka, to potęgi klucz:)

Moje dziewczyny uczą się życia  pomiędzy ludźmi i innymi psami grzeczności. Lekcji udziela profesjonalna behawiorystka. Pokazała jak powinnam pracować z psami. .Przećwiczyła kilka komend i na razie mnie zostało to do przećwiczenia. Maksi uczy się trudniej. Funia łapie w sekundę co od niej się oczekuje. Pani Edyta zauważyła, że Funia jest bardzo nerwowa i poleciła podawać jej specjalne tabletki. Minęło tydzień i są pierwsze efekty. ćwiczenia plus smakołyki to dość męczące.Jeśli jednak pomoże całej naszej trójce, będę szczęśliwa. Cóż nikt nie mówi , że musi być łatwo.

niedziela, 13 października 2013

Przed nienawiścią chroń mnie Panie..

Nie wiem jak zacząć. Żal mi ludzi z których zieje nienawiść i złość do wszystkiego co się rusza. Dotyczy to ludzi i zwierząt. Dopóki nie robią fizycznie krzywdy to współczuję ale gdy przeginają zaczynam "walczyć".Spotykam dość często na mojej drodze takich ludzi. W mojej najbliższej okolicy są takie co najmniej 2 osoby. Nie znoszą mnie i moich psów. Co ich irytuje? Może to, że mimo trudów życia uśmiecham się do sąsiadów. Często mówię miłego dnia, wszystkiego dobrego. Do tej pory na wszystkie awantury ze strony tych nienawidzących wszystkich i wszystkiego, reaguję spokojem. Ale dość. Czy jest zakaz radości?
Czy moim psom nie wolno się cieszyć? Wiem to retoryczne pytania, lecz one są powodem awantur. ( od wspomnianych 2 osób)
A co u moich dziewczyn? Wolne od złości i nienawiści, mimo iż los ich nie oszczędzał. Pełne radości i ufności do ludzi i  wszystkiego wokół. W tygodniu moje suczki będą miały fachową treserkę . Spędzi z nami 2 godziny i pomoże skorygować moje błędy wychowawcze:) Jak uda się spotkanie napiszę.
Dzisiaj dostałam wolne tzn nasz wspólny fotel w domu jest wyłącznie dla mnie. Mogę poczytać , posłuchać muzyki. Jest super lubię tak.

niedziela, 6 października 2013

świat ma tyle barw....

W piątek był światowy dzień zwierząt. Od lat w moim domu ten dzień należy do nich:) Lecz ten dzień przywołuje  też przykre wspomnienia. Dwa pieski jeden umieszczony na śmietniku, drugi -błąkał się po ulicach 3 miesiące ( nie dał się złapać:) Teraz obie kochają wtulić się w poduszki. Wystawiają brzuszki do głaskania, biegają radosne po domu:)
W domu cichutko gra radio, pachnie zupa, a one tylko zmieniają boki i śpią.
W światowy dzień zwierzą jednak trudno nie myśleć o tych, samotnych, porzuconych. czy okaleczonych przez człowieka. Zawsze czuję smutek nie mogąc  pomóc tak, jakbym chciała.
 Na fc jedna z osób napisała : gdy jest ci źle, to przytul się do schroniskowego psa - on zrozumie. To zdanie powinno się powtarzać bardzo często. Może wtedy więcej ludzi zauważyło by niedolę zwierząt. Uważam, że nie powinno się adoptować psa z litości . Glupio zabrzmiało? Tylko adoptując zwierzaka z uczucia którym chce się człowiek podzielić, i mieć w nim przyjaciela, tylko wtedy da rade w trudach adopcji. Nie ukrywajmy, że adopcja  spowoduje , że pies będzie taki jakiego chcemy. On musi dostać czas aby znów zaufać i zrozumieć, co mu wolno w domu a czego nie. Pies schroniskowy to najukochańszy przyjaciel.
Gdy kierujemy się wyłącznie litością,wtedy najczęściej pies wraca z adopcji.
 Życzę wszystkim ludziom, mądrych decyzji. Zła decyzja z czasem rani zwierzątko.

czwartek, 3 października 2013

I kto to zrobił ?

To pytanie nieraz pada w domach gdzie są zwierzaki, które rozrabiają. Gdy w domu jest jeden kot lub pies, pytanie brzmi retorycznie. Gdy zwierząt jest więcej brzmi intrygująco.:) Chyba już wspominałam o spięciach pomiędzy moimi suniami. To już poza nami, lecz zauważyłam coś ciekawego u nich. Gdy było spięcie miedzy nimi padała komenda cisza i pytanie która zaczęła? . Po chwili jedna z nich druga lizała po pysiu. Nawet mój gość widzący je pierwszy raz, odczytał prawidłowo. Lizała ta co zaczęła. Gdy po powrocie znalazłam coś zniszczonego , znów pytałam która? . Pierwszy raz to Maksi podeszła merdając ogonkiem i spuściła łepek. Jestem przekonana ,że to jej ząbki "przeczytały" gazetę. Dzisiaj gdy wróciłam jedna z poduszek była porwana:(. Znów padło to pytanie . Tym razem na przykurczonych łapkach podeszła Funia, polizała mnie po ręku i natychmiast wystawiła brzuszek do głaskania. Maksi nie zareagowała. Sprawca szkody sam się przyznał:)
Mój jamniczek Atos, gdy narozrabiał potrafił położyć się na wersalce,  postawić tylne łapki , wystawiając jednocześnie pupę. Sytuacja mnie rozbrajała zwłaszcza , że nigdy nie dostał po pupie:)
Zwierzaki  są niesamowite?

sobota, 14 września 2013

Miłość ci wszystko wybaczy...

Niesamowite są psie miłości. Najwięcej takich wspomnień mam z Atosem i Agą.
Atos jak wspominałam wcześniej był małym jamnikiem , a jego  pierwsza miłość to mała pekinka .Troszkę skundlona, ale mój pies świata poza nią nie widział. Ustalałyśmy godziny spaceru z opiekunka Jagi. Obydwa psy. na powitanie lizały się po pyszczkach..Spuszczone ze  smyczy ganiały pełne radości. Podczas jednego ze spacerów ogromny dog powąchał Jagę. Atos pozbawiony agresji, ugryzł doga w chrapy za to, że zaczepiał jego sympatię..Byłam przerażona sytuacją. Właściciel doga pękał ze śmiechu. Jego pies miał zdziwioną minę jakby pytał: o co chodzi?. Gdy Jaga rozchorowała się, odeszła za Tęczowy Most, Atos długo nie mógł zrozumieć co się stało z jego ukochaną sunią. Minęły  3 lata i moje psisko znów się zakochało. Tym razem  uczuciem obdarzył przeogromną, długowłosą wilczyce, Sigmę. Gdy ją widział musiał się przywitać i polizać  po pyszczku. Ludzie stawali, widząc czułości dwóch psów o tak rożnych gabarytach. Mój jamniczek był wielkości mordki Sigmy:) Gdy Sigma niezbyt chętnie podchodziła aby się z nim przywitać, Atos  żałośnie płakał. Wtedy jej opiekun ponaglał sunię do powitania. Atos kochał ją do końca swojego życia.
Aga? Ona trudno zaprzyjaźniała się z psami, Większość suczek nie tolerowała, chociaż były wyjątki. Pieski lubiła  lecz żaden nie był wyjątkowy. Na naszej klatce mieszkały dwa do siebie podobne kundelki. Sunia Pusia i pies Trufi. To , ze mała nie lubiła Pusi..cóż można zrozumieć ale Trufiego? .Z Trufim gdy się mijali, była prawie obustronna agresja. Pewnej niedzieli, wcześnie rano, spotkaliśmy się na podwórku. Jego pan był zaspany, ja trochę też... psy stanęły vis a vis siebie i skamieniały. Były na smyczy lecz na tyle blisko, że mogły się zaatakować. Staliśmy  skamieniali a nasze psy, jak w kreskówce zakochały się w sobie. I tak w dziwnych okolicznościach Trufi skradł serduszko mojej Adze.

Najcichsze sekrety strachu

Co kryją zwierzęce serduszka po przeżyciach? Jeśli nie byliśmy świadkiem można się domyślać po zachowaniu psa czy kota. Często jednak domysły sprawiają, że włos jeży się na głowie. Maksi raczej nie  boi się ludzi chyba,  że noszą ciężkie buty jak policja czy wojsko. Funia gdy pojawiła się w domu, bała się facetów. Nawet gdy ktoś z sąsiadów chciał nas przepuścić w drzwiach , Funia z  krzykiem się wycofywała i nie było siły aby przeszła. Dość szybko to minęło. Potrafiła nawet polizać ochroniarza po ręku. Uznałam strach za pokonany. Kilka dni okazało się coś zupełnie innego. Wieczorem jak zwykle, po spacerku, kolacji, siedziałam oglądając jakiś serial. Sunie spały wtulone w posłania. Zawsze z nimi oglądam telewizję. Na początku Maksi reagowała na psy szczekające na ekranie, Funia nie zwracała na to uwagi. Dziewczyny reagują zawsze tylko na jakieś zamieszanie za oknem, głównie na psy. Czasem jakiś wybuch petardy, powoduje, że Funia budzi się , ale gdy powiem :jest ok kładzie łepek i śpi dalej.Ten wieczór był wyjątkowy w jej zachowaniu. Na ekranie padło imię Mietek. Nie wiem czy jej reakcję spowodował ton aktora wypowiadający to imię. Serial ten oglądamy od chwili gdy Funia zamieszkała z nami. Dopiero teraz imię Mietek wywołało u niej napad strachu. Zeskoczyła z fotela na którym spała, usiadła na tapczanie niedaleko mnie i zaczęła warczeć. Jesteśmy razem prawie rok i drugi raz słyszałam warcząca Funię. Pierwszy raz gdy inny pies jechał z nami windą, drugi raz teraz. Warcząc trzęsła się jakby groziło jej niebezpieczeństwo. Trwało to dość długo zanim poszła spać. Imię Mietek kojarzy jej się  z kimś  kto ja skrzywdził i to nieraz. Nie wiem kim był ten drań, ale mogę go nazwać dupkiem. Jak straszną trzeba być kanalią żeby skrzywdzić takie bezbronne maleństwo.

niedziela, 8 września 2013

Umiesz liczyć? licz na siebie

To stara prawda, która powinna być powtarzana od dziecka. Im bardziej mnie zezłości człowiek, tym bardziej kocham swoje psy. One są zawsze przy mnie. Czy dobrze się czuję  czy nie..One nie kłamią. Wczoraj zauważyłam kolejną dziurę w poszewce na poduszce. Zawołałam sunie i pytam: kto to zrobił?
Maksi podeszła merdając ogonem, powąchała jasiek i nie przestając merdać, opuściła łepek  To wyglądało jak przyznanie się do winy. Funia podeszła powąchała , i w jej oczach było zdziwienie : to nie ja mówiły jej oczki.. Ogarnął mnie pusty śmiech, cóż poduszkę trzeba zszyć. Ich reakcja była rozbrajająca.
A człowiek?
O ludziach właściwie  miał być post. Gdy adoptowałam Maksi , chciałam aby zaprzyjaźniła się z psami. Zaczęłam, chodzić na spacery z nią w tym czasie co moja sąsiadka. Od czegoś trzeba było zacząć. To przy jej psie,  Maksi pierwszy raz zrobiła swoją potrzebę na trawce. Gdy coś ja przestraszyło przysuwała się do tamtego psa. Jej nowy kolega to mały jamnik, ale bardzo jej pomógł w pierwszych spacerach..To jednak szybko się skończyło. Mimo obietnic pomocy, nie mogłam więcej trafić na spacer w towarzystwie.Powody były różne cóż nie jestem wróżką aby przewidzieć co spowoduje zmianę czasu spaceru . Zaczęłyśmy chodzić same. Tylko czasem trafiało się towarzystwo. Kiedyś rozmawiając, wspomniałam, że muszę kupić worek karmy dla suni gdyż to wychodzi taniej. Sąsiadka zaproponowała pomoc. Kurier dostarczał rano worek ( wcześniej opłacony) Jedyne co to trzeba było go przetrzymać do mojego powrotu. Gdyby nie to, że starsza Pani sama to zaproponowała, nigdy bym nie wpadła na taki pomysł. Zamówiłam worek, podałam dane sąsiadki ( za jej zgodą) i szczęśliwa odetchnęłam , że mam problem z głowy. To moje szczęście trwało godzinę. Zadzwonił telefon i okazało się, że to co było możliwe godzinę temu, jest niewykonalne. Cóż wiem, że czasem każdemu coś wypadnie ale przede mną  zostało odkręcenie tego u osoby od której kupiłam worek. To nie było jedyny raz. W "drugą" stronę czyli mnie sąsiadka ciągle  wynajdywała  jakieś prośby jak mogę jej pomóc.Gdy wybierałam się do serwisu radiowego, przez 15 minut tłumaczyła mi co jest nie tak z jej radiem. I koniecznie abym o to spytała w serwisie. Obiecałam wziąć dla niej numer telefonu , podałam adres i niech sama się tego dowie. Okazało się , że nigdy z tego nie skorzystała. I tak naprawdę ona oduczyła mnie pomagać ludziom. Miała psa ale tak naprawdę nieraz miałam wrażenie, ze to ja mam drugiego psa. Rozumiem, gdy jest chora, zawsze ja wyręczę w spacerze, ale gdy idzie na zebranie, imieniny, plotki ..Bez przesady. Od zawsze miałam psy. Ale to ja miałam psy a nie moi sąsiedzi. Też chodziłam na spotkania, koncerty, spektakle i nie zajmowałam czasu nikomu z sąsiadów.
Gdy robiłam wszystko aby Funia miała dom sąsiadka obiecywała , że spyta naszą wspólną znajomą  o dom dla niej . Oczywiście nigdy tego nie zrobiła. Gdy prosiłam o telefon do tamtej pani ( znałam Ją ze spacerów ) Pani Ania przez wiele lat miała dwa psy, chciałam z Nią tylko porozmawiać jak to jest i zostałam sama z Ta decyzją . Nie żałuję i wiem ,że tak naprawdę można liczyć głównie na siebie.

sobota, 31 sierpnia 2013

Dopóki nam ziemia kręci się, dopóki jest tak czy siak......

To najsmutniejsza historia związana z moim psem. Mała, szara kulka z błękitnymi oczkami i wytartym futerku na pupie. Nero takie imię dostał. Kupiłyśmy go z mama na bazarze na Skrze. W pudelku były cztery szczeniaki. Wszystkie przypominały małe owczarki niemieckie, ale Nero był inny. Zamieszkał z nami, przyjęty przez calą rodzinę z wielką  serdecznością. Został odrobaczony przez lekarza, odpchlony, zaszczepiony. Gdy minęła kwarantanna po szczepieniach zaczęły się spacery. Nero szybko się uczył. Wykonywał komendy siad, daj łapę. Na spacerach budził ogromne zainteresowanie. Ludzie widząc z daleka szarą kulkę podbiegali i aż wzdychali widząc jego błękitne jak niebo oczy. Wszystko układało się cudownie.
 Nero rósł jak na drożdżach i nagle zaczęło dziać się z nim coś dziwnego. Skończył 8 miesięcy i jakby trach.......zapomniał czego się nauczył. Często patrzył tępo w dal jakby nie rozumiał gdzie jest. Najgorsze jednak było przed nami. Nero nie siedział nigdy długo sam w domu, mama własnie przeszła na emeryturę. Wieczorami chodziłyśmy z nim do parku żeby się wybiegał. Biegał , puszczony ze smyczą, gdyż łatwiej go było złapać. Nero prawie nie sypiał, cale dnie chodził po mieszkaniu. Gdy siadaliśmy do obiadu zaczynał nas skubać zębami. Nie gryzł ale skubał bez przerwy. Żeby spokojnie zjeść trzeba go było wypchnąć do drugiego pokoju. Najgorsze były momenty gdy mój tata siedział w fotelu , Nero leżał pod drzwiami w drugim końcu mieszkania.Gdy mój tata poruszał się w fotelu, Nero z zębami leciał do niego. Na chorego tatę skakało 40 kg , tyle ważyło nasze szczęście. Tata nie skarżył się nigdy na psa. Nie musiał mówić , porwane koszule mówiły same. Rodzinna narada przy kawie i decyzja trzeba szukać pomocy dla Nera.
Przeprowadziliśmy długie rozmowy z weterynarzami, treserami psów ( szkolącymi psy do wykrywania gazu, psy pracujące na granicy, psy do służby w policji wtedy jeszcze milicji:) Wszyscy oceniali: pies ma odchylenia od normy i nie ma jak mu pomóc. Kolejna rozmowa z Panią weterynarz która opiekowała się Nerem. Usłyszałyśmy: pies jest chory psychicznie i nic,  ani nikt mu nie pomoże. Owszem można mu poszukać domu z ogrodem ale nikt nie ma pewności czy za jakiś czas pies nie zostanie zabity łopatą lub wyrzucony i nie da sobie rady.Na pytanie skąd ta choroba? Były dwa warianty : jeden to tzw mutant czyli niebieski pies ( u takich psów to się zdarza) drugi , ze jednym z rodziców Nera mogło być rodzeństwo. To było dla nas bardzo trudne. Ostateczna decyzja - to uśpienie. Pani weterynarz uznała a właściwie potwierdziła diagnozę poprzedników. Gdy zobaczyła moje przerażone oczy stwierdziła :zdrowego psa nie wolno uśpić ale chorego, któremu nie można pomóc tak.
Od odejścia Nera minęło ponad 20 lat, a pisząc to, oczy zasłaniają mi łzy.

Pytania....mądry? czy głupi?..dlaczego?

Często zadawane nam pytania zmuszają do refleksji. Wspominałam już o Agusi, która odeszła z powodu choroby serduszka. Przez rok całe popołudnia i noce schodziłam z nią na spacer co dwie godziny. Leki odwadniające które przyjmowała były tego powodem. Gdy w nocy , pilnujący ochroniarz klatki, widział nas kolejny raz.Najpierw tylko patrzył. gdy zorientował się, ze mój dzień zaczyna się o 5 rano, pewnego dnia spytał:: Jak pani daje rade? czy pani śpi?. Moja odpowiedź była krótka daję radę bo chcę i kocham mojego psa. Więcej pytań nie było. Czasem zasypiałam na moment w ciepłym autobusie.. ale dawałam radę.
Gdy ktoś mówi o swoim psie , że jest głupi, to mam ochotę zadać mu pytanie : Ile czasu  spędzasz ze swoim psem? I tu najczęściej zapada cisza. No właśnie, amerykańscy naukowcy zaobserwowali , że pies potrafi zapamiętać tyle słów co 2  letnie dziecko. Poznałam kiedyś 2 letnia dziewczynkę, którą zajmowała się jej 17 letnia siostra i  aż trudno uwierzyć , ze Agatka miała taki zasób  słów , powiedzonek, że szokowała wszystkich dookoła. Gdy mama oddała ją do żłobka,  była traktowana jak  maskotka, była niesamowita. To zasługa jej siostry, mamy które do Agatki ciągle mówiły, przy każdej okazji. Z psami jest podobnie ile czasu z nimi się spędza, tyle one nas rozumieją. Gdy Atos towarzyszył przy domowej kawie np mojej z mamą , słuchał o czym rozmawiamy. Wiem, nie rozumiał każdego słowa ale sens tak. Kiedyś, i  to nie był przypadek, była koszmarna pogoda. Zbliżała się pora naszego spaceru. Wyszłyśmy obie z  mama z Atosem. Nie lubiłam spacerów podczas deszczu. Jak każdy jamnik miał krótkie łapki i po spacerku w brzydką pogodę wracał w koszmarnym stanie:) Tego dnia wychodząc rozmawiałyśmy , że spacer będzie krótki, ale Atos zaczął ciągnąc do parku. Jamniki są uparte, gdy nie słuchał nas powiedziałam wprost do niego : dobrze idziemy do parku ale tylko asfaltem.Takie alejki park miał tylko dwie główne, pozostałe były zwykłe piaszczyste i podczas deszczu pełne kałuż. Minęłyśmy przejście dla pieszych, i Atos podreptał na wyłożoną asfaltem alejkę. Było to tym dziwniejsze, że nasza stała trasa była inna.Znajomi zawsze dziwili się dlaczego ja ciągle coś mówię do swoich psów. W moim domu tak było zawsze , pies był traktowany jak członek rodziny, stąd każdy domownik z nim rozmawiał i tak zostało do dzisiaj:)

Przychodzimy, odchodzimy..

Kilka dni temu odszedł za tęczowy most mój mały psi sąsiad. Zrobiło mi się przykro dlatego muszę tu o nim wspomnieć. Cypis byl małym, czarnym, szorstko- włosym kundelkiem. Piesek już swoje kiedyś przeszedł. Gdy go poznała moja sąsiadka, mieszkał z jakimiś pijakami, został odebrany. Dom który dostał był lepszy ale też nie idealny. Wtedy poznałam Cypisa. Zamieszkał ze starszym schorowanym panem, który przesiadywał na ławce. owszem brał ze sobą psa, ale pies tylko na smyczy i przy tej ławce. Los był dla niego i tak łaskawszy niż w poprzednim domu.. Sąsiad jednak zmarł...rodzina szybciutko przejęła mieszkanie i Cypis stał się nikomu nie potrzebny . Groziła mu ulica lub schronisko. Sąsiadka Cypisa z za ściany , nie mogła pozwolić na tułaczkę psiego sąsiada. Pomimo iż jej mieszkano - to mała kawalerka w której mieszkała z mężem, dwoma psami i kotem, znalazło się u niej miejsce dla Cypisa. Cypis otrzymał serce, pełną miskę,dom i zwierzęce towarzystwo. W nowym domu, pies odżył, chodził bez smyczy grzecznie przy nodze swoich nowych właścicieli, merdał ogonkiem i był szczęśliwy.A ludzie? jak to ludzie. jedni pukali się w głowę , że staruszkowie zwariowali, inni z uznaniem pytali czy może trzeba im jakoś pomóc. Dwa lata temu zmarła starsza Pani, tzw psiarze zamarli.. co będzie dalej? ze zwierzakami? Jej mąż nadal opiekuje się mała gromadką. Gdy poszedł do szpitala, zorganizował dla nich opiekę. Cypis zasnął w przychodni podczas kroplówki. na której był ze swoim Panem. Chodząc ze swoimi suniami, spotykam go już tylko z jednym psem. Perełka cierpi po stracie przyjaciela, ale ma swojego pana.. cóż odchodzimy.. przychodzimy.. nie tylko my -ludzie ale także one.

Mimozami jesień się zaczyna, złotawa, krucha i miła....

Wprawdzie nie kalendarzowa, ale już się ją czuje. Jak w przysłowiu "od Anki zimne wieczory i ranki"..Lubię ten czas i jak widzę moje psy też. W domu wielkie sprzątanie, okna, grube koce, narzuty, posłania psie. Sprawdzam ,smycze karabińczyki, psie kubraczki. Przede mną jeszcze Tuptuś - weterynarz i kontrola przed zimą.
Z suniami to nasza druga wspólna jesień. Znów mnie zaskoczyły. Jakiś czas temu był deszczowy dzień. Przy wyjściu z klatki, stanęły jak zamurowane. Deszcz? to my wracamy do domu:) Tak brzmiały by ich słowa gdyby umiały mówić. Dopiero po moich zapewnieniach, że  spacer będzie krótki, że zostaną wytarte gdy wrócimy.. wyszłyśmy. Ku  mojemu zaskoczeniu po powrocie, nie musiałam przypominać o czekaniu aż je wytrę. Same usiadły i czekały aż wezmę ich szmatkę:). Gdy odeszły kawałek i stwierdziły, że zrobiłam to niedokładnie, wracały do mnie..
Dzięki chłodniejszej pogodzie , sunie śpią  jak zabite, znów bawią się ze sobą. I zauważyłam coś nowego.
Funia nadal nie porusza ogonkiem. Maksi natomiast co jakiś czas sama opuszcza ogonek, zwłaszcza gdy jedziemy windą z kimś kogo ona nie zna. . Już na tyle znam Makunie , że wiem ze to opuszczenie ogonka to nie strach, wiem to z jej miny, ona to robi do towarzystwa Funi. Funia bardzo stresuje się swoim ogonkiem czasem próbuje go podnieść .. ale bez skutku. Na razie u mnie w domu nie używa się słowa ogon. Gdy mała jest nie do zniesienia czasem mówię coś ostrzej do niej, wtedy Maksi robi smutną minę. Gdy pieszczę Funie głaszczę, mówią ciepłym głosem, to Maksi aż promienieje z radości.
Moje psy nie walczą w domu o pozycję dla siebie. Każda jest dla mnie tak samo ważna i kochana. Od kilku dni nawet Funia dzieli się z Maksi swoim fotelem.Gdy pierwszy raz Makusi udało się dostać na fotel , była szczęśliwa. Gdy była sama to tam spędzała prawie każdą chwilę. Funia nie zwala jej z fotela, robi tylko smutna minkę, kładzie przed fotelem i czeka. Wtedy Maksi z merdnięciem ogonka zwalnia jej miejsce.
I jak to nie kochać ich?
O jeszcze jedno .. gdy wychodzimy na spacer, sunie już ubrane w smycze, otwieram drzwi i mimo iż Maksi stoi pierwsza  to czeka aż Funia wyskoczy przed nią na klatkę:) same to ustaliły. Moje mądre, kochane dziewczyny.

niedziela, 18 sierpnia 2013

pies cztery łapy ma, normalny mówią pies, nieprawda coś w nim jest.,........

Moje sunie niby normalne zwykłe kundelki, ale zaskakują swoja mądrością.. Poprzednio opisałam jak wyglądały u mnie porządki przez lata w towarzystwie zwierząt. Dziewczyny jakby instynktownie wyczuły, że jednak wole sprzątać sama. Zmieniały tylko boczki do spania, czasem rozkładając się na pól pokoju. Mieszkano nie jest duże, więc została trudność w omijaniu. Musiałam uważać żeby nic mi nie wyleciało z rąk, lub żeby nie nadepnąć łapki.
Gdy nadchodziła pora spaceru, Funia wymownie głośno ziewała, Makunia szukała czy można się czymś zająć. Brała do mordki cokolwiek do gryzienia i patrzyła na mnie.Gdy wyjmowałam przedmiot z pysia, merdała ogonkiem. To było potwierdzenie , że czas na przerwę i spacer.
Zanim zajęłam się porządkami, zabrałam sunie do weterynarza. Nic wielkiego, korekta pazurków.
Dobrze , że "moi" lekarze są nad wyraz cierpliwi. Jak zwykle poszłyśmy we trzy. Maksi, Funia i ja:)
U Maksi było więcej pazurków, dlatego pierwszą ją wsadziłam na stół. Wyjątkowo się wyrywała, a Funia ze szczekiem biegała wokół stołu próbując do nas wskoczyć. Potem zmiana....gdy Maksi znów stanęła na podłodze, obie szalały z radości, że są całe. Funia , nie dawała się złapać, robiła uniki, a gdy udało się ją przytrzymać, krzyczała zanim lekarz ja dotknął. W przychodni pracuje dwóch lekarzy, obaj sympatyczni i dobrzy fachowcy. Jak mam dwie sunie to każda polubiła innego. Ale naprawdę, żeby tak histeryzować przy pazurkach?
W ubiegłym tygodniu wypatrzyłam nowy smakołyk  psi. Mała suszona rybka, wielkości szprotki, owinięta suszonym mięskiem kurczaka. Wygląda apetycznie. Pani w sklepie włożyła je do torebki, potem ja do swojej torebki podręcznej. Jadąc autobusem, czuje koszmarny zapach obok siebie.......Na szczęście autobus był prawie pusty. Dlaczego? bo ten smrodek był z mojej torby:(
Psiaczki były szczęśliwe gdy dostały śmierdziuszka:) Ja trochę mniej bo cala noc wietrzyłam torebkę.
Gdy pochłonęły smakołyki, tuliły się do mnie jak dwa koty:) Zupełnie jakby chciały powiedzieć : skoro dała nam takie śmierdzące pyszności to chyba nas kocha:) To na razie tyle..

piątek, 16 sierpnia 2013

kochać.. jak to łatwo powiedzieć...

Oj tak, miłość do psa to wielka tolerancja i spokój . Ogromna cierpliwość we wspólnym życiu .
Czy sprzątaliście kiedyś  z "pomocą" psa? Przez chwilę, to może jest śmieszne ale po chwili złości. Jeśli kochacie psa to złość przemienia się w cierpliwość. Trzeba jednak dodać , że sprzątanie przedłuża się, ale cóż jeśli się kocha:)
Kiedy zamiatam mała zmiotką w kuchni, przypominają mi się moje poprzednie zwierzaki.. Jeden z nich w tej samej chwili próbował mnie polizać po twarzy i dokładnie wchodził w kopczyk śmieci. Kot koniecznie musiał przelecieć przez śmieci i to tak zawsze przez 9 lat.
 Gdy sama odnawiałam mieszkanie, jamnik Atos, siedział pod drabiną, na której stałam i szczekał. Schodziłam, zapewniałam, że on jest najważniejszy, odpuszczał , zasypiał. Po krótkim czasie sytuacja powtarzała się. Najgorzej było gdy malowałam przy ścianie :(.Stałam na drabinie, malując zapewniałam , że jest kochanym psem. Atos oczywiście merdał ogonkiem, ale co tam, merdający ogonek ścierał dopiero położoną farbę. Natychmiast schodziłam, myłam ogonek. Liczyłam do 10 i z powrotem do jednego, chwytałam pędzel i i szybko pokrywałam ścianę farbą, zanim moja psina znów coś wymyśli.) Moje obecne psiaczki , też uczestniczą w sprzątaniu. Gdy zdejmuje narzutę do wytrzepania, wskakują na tapczan  i  uderzają łapkami .Niuchają noskami, jakby sprawdzały czy nie robię coś złego. Gdy narzuta uprana wraca na tapczan sunie skaczą i kręcą kółka z radości.
Wiem , wiem sprzątania trwają dłużej przy tak dzielnej pomocy. W moim domu zawsze mówiło się, mój dom to także dom zwierzaka, więc ma prawo do swoich porządków.Każdy z moich zwierzaków jaki był u mnie "meblował" sobie po swojemu. Maksi i Funia wymogły na mnie przestawienie fotela. Nie ukrywam, że nawet mi się podoba ta zmiana, a one są szczęśliwe, bo każda ma ulubione miejsce na podłodze do spania:).
Hm , jeśli w takich chwilach braknie cierpliwości, to nie można mieć psa w domu. Ale owszem, każdy może mieć inne zdanie na ten temat.
 A .. zapomniałam dodać , że gdy porządki dobiegały końca,zwierzaki zasypiały kamiennym snem i nie reagowały na nic. No w końcu kto miał więcej pracy? One  czy ja?

niedziela, 4 sierpnia 2013

strach ma wielkie oczy......

Czy zostawił ktoś kiedyś włączone żelazko, albo garnek na gazie? Jeśli tak to zrozumie moje przerażenie. Wprawdzie tym razem chodziło o coś zupełnie innego, ale sytuacja mogła się źle skończyć.
 Mimo niedzieli, wyszłam na pocztę, kilka pilnych spraw. Chciałam mieć jutro więcej czasu dla zwierzaków.
 Jak zwykle pochowałam wszystko czym mogły by sobie zrobić krzywdę, lub zniszczyć. Od dłuższego czasu już nie mam strat ale nigdy nie wiadomo. Igły, szpilki, trzeba było położyć wyżej.
 Upał koszmarny, ale cieszy mnie, że spokojnie pozałatwiam. Fakt, niedziela rano ma poczcie, nie ma ludzi, super. Wracając postanowiłam wejść do sklepu i kupić coś zimnego wodę albo loda...... i nagle jakiś przebłysk w pamięci. Nie mogę przypomnieć sobie schowania żółwia do terrarium. Poczułam dreszcz na plecach i popędziłam do domu. Czas płynął powoli a moje przerażenie rosło. Żółw na podłodze i moje dwie sunie.poczułam się koszmarnie Szybko wysiadłam z windy, podchodzę do drzwi, ale cisza nie słychać nic. Otwieram i.. spokojnie idą w moim kierunku obie sunie,a za nimi powoli idzie żółw.
 Musiałam głupio wyglądać, wyczuły moje zdenerwowanie.. W ich oczach było pytanie co ci się stało?
wyklepałam  psiaki, żółwia pogłaskałam . Moja ferajna spisała się pięknie: Jestem z nich dumna.

sobota, 3 sierpnia 2013

autobus, czerwony, przez ulice....

Tym razem obserwacje..Pasażerowie autobusów, różnie  spędzają czas podczas podróży. Jedni " chowają" wzrok w książkach, drudzy obserwują miasto przez okno. Należę do tych drugich. Gdy jadę tą sama trasą, spotykam na ulicy czasem te same osoby.Obrazki są czas naprawdę wzruszające. Często widzę starszego pana z laską, któremu towarzyszy pies staruszek. Pewnie dużo przeżyli łączy ich coś wielkiego. Gdy staje pan, jego pies odwraca łepek i patrzy z troską , na swojego właściciela.. Gdy zatrzymuje się pies, pan odwraca się i sprawdza czy wszystko w porządku.
Czy wiecie, że jest dorożka którą jeździ pies? A jest.
Wygląda to zaskakująco. Najpierw zauważyłam konia, potem zamiast tradycyjnie ubranego dorożkarza, na koźle siedząca młoda kobieta. Ubrana dość nietypowo,  w czarny, skórzany kombinezon. Autobus jechał dość wolno, więc udało się zauważyć kto jej "pomagał".Aż trudno uwierzyć, na koźle obok niej siedział mały kundelek, był chyba nawet przypięty pasami by nie spadł.. Co chwilę jej ręka podawała mu jakieś kąski do zjedzenia.

niedziela, 28 lipca 2013

życie nas uczy pokory..

Od wielu lat korzystam z netu.Lubie go. Net to ciągłe doświadczenia . Tak w życiu różnie.Poznajemy ludzi jedni nas rozczarowują,  inni miło zaskakują .Najgorzej złości mnie gdy ktoś nie znając mnie, mimo iż uważa że jest inaczej. Nie lubię gdy ktoś wrzuca mnie do wora bezmózgowców. Podając argumenty oczywiste.
Ktoś namówił mnie na profil na fc. Wchodząc na fc znałam dwie osoby trochę, dodałam moich znajomych z reala, pozostali ludzie to osoby mi nieznane. Całę życie pracowałam z ludźmi, nie przy biurku. zyskałam coś co pomaga mi w ocenie ludzi., jestem dobrym obserwatorem. Lubie ludzi bez względu na wiek. Zawsze wyznawałam zasadę, że człowiek w tym co robi powinien być profesjonalista. Nie ważne czy to praca społeczna czy zarobkowa. Wiem jedno , że ani w jednej ani drugiej pracy nie można innych obarczać swoimi frustracjami, napadami histerii bez względu na powód. Na szczęście takich osób nie profesjonalnych jest nie  aż tak dużo .Bycie woluntariuszką pomagająca zwierzętom, to tak jak pomoc w hospicjum dla ludzi.. Wiem, że ci ludzie się stresują, podziwiam ich. Swoje nerwy do innych jednak powinni trzymać na wodzy. Jeśli ktoś chce pomóc i nawet zrobi to niezbyt udolnie, to zawsze można to naprawić a nie robić wywody udowadniając co źle zrobiłam. Rozumiem gdy nerwy puszczają do osoby która krzywdzi kogoś człowieka, psa, kota czy inne zwierzę. Ale gdy nie trzyma się nerwów na wodzy do  osoby która chce pomoc? Jak to nazwać? brak profesjonalizmu. Wiem, wiem, obiecałam, nie marudzić tu, ale mam dość sfrustrowanych młodych osóbek, mających monopol na racje.Ale przy okazji podziwiam profesjonalizm innych młodych ludzi których znam, tak trzymajcie kochani. Będę Was wspierać na ile będę mogła. Nie obrażam się, bo dobra każda osoba która chce pomoc tak uważam. Ale życie, życie uczy nas pokory...szkoda że nie wszystkich.

sobota, 27 lipca 2013

:( życie, życie jest nowelą...

Mam dość. Wiem jak się coś buduje to trzeba pocierpieć. Gdy nadchodzi wolna sobota, kończy się błogi sen w nocy. Czemu? Bo inwestycja w pobliżu mojego domu, zakłóca nocny spokój.W dzień robotnicy siedzą na nowych przywiezionych elementach konstrukcji. Nadchodzi noc, np 1 w nocy. i zaczynają pracować. Wałą tak, że człowiek podskakuje na łóżku. Jest to taki łomot jakby żelazo waliło o metal. Jednym słowem koszmar. Zanim oni to skończą  ja chyba zwariuję. Żeby było ciekawiej, całe popołudnia wala gdzieś niedaleko w bębny. Całę szczęście , że moje psiaki na to nie reagują. Śpią jak zabite:)
Przy każdych stresach są też radosne chwile. Wczoraj idąc na spacer, mijająca nas kobieta powiedziała odnośnie moich psiaków słoneczka. Nikt nie zgadnie ich reakcji:) Zrobiły szybki zwrot za ta panią i gdy obie stanęłyśmy sunie zaczęły merdać ogonkami i wspinać się do niej. Kobieta była zachwycona a mnie przytkało. Okazało się, że sama ma 3 pieski. Inna niesamowita sytuacja spotkała mnie przed chwilą..
Spodziewałam się awantury. Jest upał i moje sunie wchodząc strasznie się darły:( Trzy osobowa rodzina wydawała się rozbawiona tą sytuacją. Mężczyzna zapraszał mnie do wyjścia, jego żona zaśmiewała się trzymając drzwi a dzieciaki piszczały ale z radości aż moje sunie zdziwione ta reakcja same zamilkły.
 Cóż widać, że nie wszyscy są pełni pretensji do nas. uf jaka ulga:)

środa, 24 lipca 2013

wakacje-urlop

Urlop jednym się kojarzy wyłącznie z wyjazdami. Mój urlop to czas który spędzam tak jak lubię, bez pośpiechu. To pierwsze wspólne wolne dni z moimi psiakami. Czuje, że cieszy ich moja obecność w domu.
 Mamy czas na spacery, powoli, tyle ile one chcą. Uwielbiam robić zakupy, powoli, dobierając produkty i wymyślając potrawy nawet  wymagające sporej pracy.
W pokoju cichutko gra radio, popijam świeżo zaparzoną kawę i czytam książkę. Żółw tupta po pokoju tak długo jak chce.Sunie śpią, czasem łypią na mnie okiem, jakby sprawdzały czy ta błoga chwila to sen czy nie. Podpatrują , gdy coś szykuje w kuchni, a ich wzrok jest pełen uwielbienia..
Jest czas na małe robótki domowe, Wspólnie spędzany czas zbliża. Dziewczyny dostały nowe szelki, kupione specjalnie dla nich. Podczas przymiarki na policzku poczułam mocny język Maksi . Ogon merdał a oczy były pełne radości. Dostała coś co było kupione specjalnie dla niej. Poczuła się ważna i kochana..


sobota, 20 lipca 2013

lato..lato.. wszędzie

Lato, piękny czas i zarazem trudny. Dla kogo? dla zwierząt. Ludzie pozbywają się  "kłopotu" i jadą na urlop.
Zapominają ,że ten "kłopot" ma serce i cierpi. Za to, że kochają, są przywiązywane do drzew, w lesie, przed  schroniskami, albo zwyczajnie wyrzucane z samochodu. Czasem jest to stacja paliw po drodze. One czekają, ale na próżno. Giną pod kołami aut, czasem z pragnienia, głodu, i zwyczajnie z tęsknoty. Gdyby mówiły ludzkim głosem, słychać byłoby ich pytanie: co źle zrobiłem?, czy wrócą po mnie?.
 Wakacje z psem kochanym psem też są cudowne. Zapewniam, że można je tak zorganizować, by nasz przyjaciel czworonożny jechał i wracał z nami. Trzeba tylko chcieć. Wystarczy dobra wola i nie jest to takie trudne:)
Jedyna istotna sprawa to wybór miejsca, w którym przyjmą nas z psem. Gdy zwierzak jest członkiem rodziny to żaden trud. Przygotować zwierzaka do podróży tzn ewentualnie tabletka na chorobę lokomocyjną
i zastanowić się ile przygotować jedzenia które trzeba zabrać ze sobą. Dwie miski, smycz, książeczka zdrowia i dobre chęci. Urlop gwarantowany...a jeszcze zostawić narzekania w domu lub po drodze:)
Jeśli jest wyjątkowa sytuacja i pies nie może nam towarzyszyć, można próbować go zostawić rodzinie, znajomym lub w hotelu specjalnym.
Jechałam kiedyś tramwajem do domu.Rzadko słucham rozmów jakie ludzie prowadzą przez telefon. Nie interesuje mnie o czym rozmawiają. Kiedyś zrobiłam wyjątek.. mężczyzna ok. 40 letni, siedzący przede mną, przez telefon tłumaczył coś swojej mamie. Gdy wsłuchałam się... były to jego prośby  co mama powinna tolerować u jego psa podczas jego nieobecności. Uprzedzał mamę i prosił aby nic nie wymuszała na suni.
Opowiadał o jej ulubionym fotelu z którego nie wolno jej wyrzucać. Mama miała uważać na obślinioną poduszkę na tapczanie - to poduszka suni. Mówił o godzinach spacerów i ulubionych nawykach pieska.
O misce z woda i szykowaniu jedzenia, co lubi a czego nie dawać. W rozmowę wsłuchałam się gdyż mówił z wielkim zaangażowaniem i wielka troską. Zrobiło mi się wtedy ciepło na sercu, szczęśliwy pies:).i fajny człowiek oby takich ludzi było jak najwięcej:)

czas, czas , czas......

Czas mija nieodwracalnie. Jutro mija rok jak Maksi zamieszkała u mnie. Kto by pomyślał , że to już tyle czasu.. W lipcu 10 lat temu , odeszła moja Mama, w lipcu rok temu odeszła sunia. Mimo upływu czasu, to boli nadal. To nieprawda, że czas leczy rany, tylko trzeba nauczyć się żyć dalej z bólem. Każda strata boli i to zostaje w nas.
 Najważniejsze , że mam sunie, którym zmieniłam świat
 Często wracamy do dzieciństwa. Okazuje się, że do pewnych potraw i smaków "dorasta" się. Z dzieciństwa pamiętam , że w domu zawsze były oliwki. Lubił je mój tata, w przeciwieństwie do mnie. Teraz po wielu wielu latach .odnalazłam smak oliwek i je wprost uwielbiam, podobnie jak szpinak. Od 2 lat jem głównie warzywa i owoce. Nigdy nie przepadałam za mięsem, teraz świadomie z niego rezygnuję. Dla moich psiaków obiad jest z mięsem. Zaczęłam robić pasztety z cukinii, z selera, przestałam kupować wędliny.
Teraz też moja lodówka  jest pełna warzyw, które zaraz po spacerku będę przetwarzać na smaczne jedzonko. Co ciekawsze, dużo lepiej się czuję nie jedząc mięsa. Wprowadzam do swojego jadłospisu, soczewicę, soję, cieciorkę. i coraz bardziej je lubię.
Przede mną kilka dni wolnego. Już nie mogę się doczekać, wolne tzn więcej czasu dla moich zwierzaków.
 Dłuższe spacery, pieszczoty i nawet bycie razem:). Teraz też śpią jak zabite.Skończę pisać, zabieram dziewczyny na spacer

wtorek, 2 lipca 2013

"chodź, pomaluj mi świat.."

Wczoraj , 1 lipca był Międzynarodowy Dzień Psa. Może przy tej okazji ktoś "pomaluje  świat" kolejnej bezdomnej psince. Wystarczy wejść na fc i jest wiele smutnych istotek - psów i kotów, wyczekujących swojego domku.  Czy nie warto jednemu z psów  "zmienić świat ?   Powiecie:całego świata nie uratuję . To prawda, ale jednemu psu uratujesz świat i to warto.  Najgorsze jest to, że one nic nie zrobiły, a człowiek zafundował im najpierw tułaczkę, potem schron  .Tytuł postu- to cytat z piosenki z dawnych lat, którą śpiewał zespól 2+1   .Wprawdzie to nie jest piosenka o psie ale myślę , że do tej sytuacji pasuje. Poszukajcie piosenki w necie  , miłego słuchania i przemyśleń . Jeśli z jakiś powodów nie możesz mieć psa w domu, to możesz go adoptować wirtualnie .                  




sobota, 29 czerwca 2013

nie ma jak spacer z psem:)

Tym razem to słowa piosenki..Warto przeczytać wysłuchać ją. Piosenka dla Figi autorstwa Andrzeja Sikorowskiego. Piękne i mądre słowa.
Niedziela, raniutko, świeci słonko. Noga trochę boli lecz na tyle , że idziemy do najbliższego parku.
Jest cudnie, pachną lipy, posadzona na klombie lawenda i obok mnie szczęśliwe psy ze spaceru. Byłyśmy godzinę. Najlepsza pora na naukę. Nie spuszczam ich lecz uczymy się jak mijać pieski, powtarzamy znane już polecenia.W parku byłyśmy same, czasem pojawiał się jakiś pies, lecz na tyle rzadko, że sunie uczyły się:) Obie spisały się na 6 . Maksi już wiele razy tam była przez rok czasu, Funia mniej.
Po dzisiejszym spacerku jestem pełna nadziei , ze Funia stanie się "normalnym psem" tak jak Maksi
Funia ma opanowane kolejne określenie :" nie  z tej strony" to wygodne gdy smycz zaplącze się za drzewem lub za mną.
Po spacerku śniadanko i relaks,  miłego dnia

gdyby głupota potrafiła....

"Gdyby głupota potrafiła latać niektórzy fruwaliby jak gołębie" To nie moje słowa lecz z serialu sprzed wielu lat. I co z tego? skoro i tak aktualne dość często. Tym razem powiedzenie pasuje do wczorajszej sytuacji.
Byłyśmy na ostatnim spacerku z suniami. Pogoda ładna, mało psów i w zasadzie spacer można było nazwać udanym. Jest jednak małe ale ....czyjaś głupota. Weszłam jak zwykle na trawnik, żeby sprzątnąć po moich pupilkach. Nagle poczułam , że coś wbija mi się w stopę. Kamyk? takie było pierwsze skojarzenie, wytrząsnęłam but, lecz nic nie wypadło. Ponownie postawiłam go  na ziemi, ale znów czułam kłucie.
Trzymając dwa psy na smyczy, to mało komfortowa pozycja:).W  podeszwę  mojego klapka wbiła się utłuczona szyjka  od butelki. Końce szyjki przebiły gruby spód buta i  skaleczyło mi stopę.
Miałam wtedy głupie odczucia, czułam ból połączony z radością. Głupie? Cieszyć w takiej chwili?
Dokładnie napisałam co poczułam- :radość . Wolałam , ze to wbiło się w moją nogę a nie w psią łapkę ( i to nie ważne mojego czy innego psa:). Wiem, wiem nie należy gdybać , ale to wyjątkowa sytuacja. Dzieci też czasem wchodzą na trawę.Aż boje się pomyśleć co by było.......
Kuśtykając na jednej nodze, odniosłam szklanego "zamachowca" do kosza na śmieci.
 W domu okazało się, że trafiło na małe naczynko, wyleciało sporo krwi lecz  w nocy było już ok.

upał:(

Za oknem, żar. Psiaki nie mogą znaleźć sobie miejsca. Wybierają twarde miejsca czyli podłogę. Mimo upału nie daje im spać na terakocie w łazience, to powoduje reumatyzm. Jedyna zaleta upału to  fakt , że mój jedyny fotel jest pusty:) Jak już nadrobię zaległości tygodnia, będę mogła usiąść w nim z książką. Co w tym nadzwyczajnego? A owszem, to rzadkość , że fotel stoi pusty, moje sunie na zmianę okupują fotel. Gdy zauważę,  ze jest pusty i usiądę, zwalają mnie trącając nosem.
Upał źle wpływał na moje sunie, był ciężki kontakt z nimi. Nareszcie jest czym oddychać.  Mam chwilę, więc nadrobię zaległości.
Piesek po przeżyciach jest jak kartka pełna złych wspomnień, skojarzeń. Adopcja to początkowo praca i jeszcze raz praca ze swoim zwierzakiem. Obserwacja i nauka to jakby wypełnianie drugiej strony tej kartki życia. Maksi  musiała się nauczyć , że człowiek pieści swoje pieski, głaszcze , przytula, drapie za uszkiem. Tego nie znała. Musiał minąć rok aby nabrała przekonania , że to jest miłe. I zaczyna lubić pieszczoty, co mnie bardzo cieszy. Jest kochana. podczas burzy nocnej, przysuwa się do mnie przez sen i po głębokim oddechu zasypia dalej:)
 Funia jest krócej z nami i dopiero uczy się przytulać, bawić zabawkami. Dzisiaj zauważyłam coś dziwnego .Jej kikutek ogonka unosi się coraz wyżej a tym samym kitka zaczyna się unosić coraz wyżej. Czyżby wiszący ogonek to część jej zwichrzonej psychiki?
Cóż czas pokaże .Jednak ciągle jej mówię , że taką ja też kocham.
Obie moje  sunie  dużo rozumieją.. Maksi reaguje na słowa : adopcja, stowarzyszenie i na imię jednej z wolontariuszek. Gdy w rozmowie słyszy te słowa ,widać po niej , że wie o kim mówię. słowo adopcja kojarzy się jej z oddaniem ze zmianą, tak sądzę bo paraliżuje ja wtedy strach. Zaraz jej wyjaśniam, że nie o nią chodzi i widać jak napięcie mięśni mija:).
Funia reaguje na słowa : szukaj ,wróć zaczekaj. Obie szybko się uczą. Na słowo proszę,  pięknie wchodzą do windy i na klatkę schodową:)
Aga o której tu pisałam bała się słów: kojec, schronisko. Trwało to kilka lat zanim przestała na to reagować.
Lubie ten czas, wieczór, sobota, małe towarzystwo śpi, jedno na swoim legowisku, drugie na fotelu,trzecie pod drugim legowiskiem psim:) Cichutko gra radio.
Powoli mogę wprowadzać zapachy do domu. Początkowo sunie bardzo kichały czując zapachy, nie były do tego przyzwyczajone,.Teraz mamy to już za sobą.
Dobranoc, idę jeszcze pogłaskać wszystkich na dobranoc:)


niedziela, 16 czerwca 2013

Bąbel

Bąbel, piękny pies, łagodny, młody, przyjazny. Czy te oczy mogą kłamać? Czy znajdzie się człowiek, który go przekona , że nie każdy jest zły? Ile on by dał aby  mieć swój dom, osobę która go przytuli i będzie dbać o niego. W jego krótkim życiu było źle wiele razy, teraz już powinno być tylko dobrze .
 Fakt, w chwili obecnej ma dach, jedzenie, ale nie ma własnego domku.

dom

Dom? To nie tylko cztery ściany , podłoga i sufit. To ludzie , zwierzęta, kwiaty czy to co jest w środku. To atmosfera, pełna ciepła i zrozumienia. Dom w którym zwierzę jest członkiem rodziny. Lubie, gdy wracam z zakupami, a sunie wtykają noski do siatek. Funia wącha z ciekawości, natomiast Maksi szuka truskawek. To mój pierwszy piesek który kocha truskawki.,  pomidory, banany,jabłka, co jeszcze? to czas pokaże.
Obie moje dziewczyny lubią ze mną robić porządki. Ja może mniej bo wtedy trwa to o wiele dłużej:) Ale co tam , one są u siebie.
Siedzę przed komputerem, w kuchni  gotuje się obiad, pranie zrobione, gra radio. Nie mogę wtedy przestać myśleć o psach , kotach , które szukają domów. A tak naprawdę dom bez psa , czy kota to nie jest pełny dom. To jest Bąbel, piękny,prawda? Może tu ktoś się nim zauroczy:)

niedziela, 9 czerwca 2013

pies i zakupy

Tym razem napiszę o psie, którego znam tylko z rodzinnych opowiadań. Kiedy to się działo mnie jeszcze nie było na świecie. Jeden z moich wujków mieszkał samotnie w małym domku na skraju wsi. No może nie całkiem samotnie, razem z dużym psem. Nie był to pies łańcuchowy, lecz dzielący domek z wujem. Codziennie w ramach spacerów obaj szli do pobliskiego sklepu po zakupy. Wracając również obaj nieśli zakupy.Oczywiście pies niósł koszyk dostosowany do jego możliwości. Pies znany był w  całej wsi, znany również w sklepie. Nikt go nie przeganiał, gdyż wujek nigdy by na to nie pozwolił.
Zawartość psiego koszyka musiała zawsze mieć taka sama wagę dlaczego?
Pewnego dnia wujek źle się poczuł, ponieważ jak wspomniałam mieszkał sam, wysłał swojego pupila po zakupy. Do pyszczka dał mu koszyk, w środku kartkę z lista zakupów i pieniążki..
Nikogo nie zdziwiła wizyta samego psa w sklepie. Pani stojąca za ladą, wzięła kartkę, zważyła parę dkg wędliny wzięła pieniążki i oddała psu koszyk. Jak nigdy , tym razem pies zawarczał i ponownie postawił koszyk na ladzie. Co się okazało? Tym razem wujek chciał mniej wędliny niż zwykle, Kobieta, doważyła do zwykłej wagi, ma kartce wyjaśniła sytuację i oddała koszyk zwierzęciu.
 Zakupy dotarły do domu, pies został pochwalony, a wujek gdy wyzdrowiał oddal resztę pieniążków.
Ot i cała historia psa robiącego zakupy.)


sobota, 8 czerwca 2013

Filip cd

Musiałam, zrobić przerwę po pierwszym wpisie o Filipie.Chciałam dostrzec inny wymiar naszego  wspólnego życia. Rudzielec pojawił się u nas w dość specyficznym czasie, na przełomie lat 70 i 80.
Ten trudny czas jego psoty pozwoliły przetrwać.
Filip przez całe życie psocił i  wymyślał coraz coś nowego.
 Spał w moim pokoju, i uznał, że to on tu rządzi. Maluch sam wyznaczał porę rannej pobudki. Czasem , nawet w nocy, z parapetu skakał mi prosto na twarz  i łapką próbował otwierać moje oko. gdy je otworzyłam sama, i tak jego łapka  (bez pazurków) dotykała mojej powieki. Bałam się o oczy, bo gdy się rozbrykał zapominał o chowaniu pazurków. Jedyny sposób na spanie- to poduszka kładziona na twarz. Mało komfortowa pozycja, ale wtedy kociątko odpuszczało i szukało nowej zabawy. Odzwyczaił się zabawą powiek po 3 miesiącach i niestety tyle czasu spałam pod poduszką.
Aby dostać  się na górną półkę regału, wystarczyło wskoczyć na spódnicę , moja lub mojej mamy, potem po plecach już było wygodniej. Oczywiście nie trudno się domyśleć, że używał pazurków podczas wspomnianej wspinaczki. Spał już jako dorosły, w moim łóżku na poduszce obok. Nie lubił gdy czytałam , kładł łapkę na kartkach książki. gdy próbowałam zmienić stronę, delikatnie dotykał mnie ząbkami, ostrzegając , ze zaraz ugryzie. Gryzł w nogi, moja mamę lub mnie. Owijał łapkami nogę w kostce i wbijał ząbki w łydki. Robił to tylko wtedy gdy miałyśmy zajęte ręce niesieniem tacy np z gorącą herbatą.
 Filip od małego rozbierał choinkę. Nigdy nie stłukł żądnego świecidełka, mimo iż ściągał je z drucików na których one wisiały. I tak naprawdę to przez całe jego życie choinka była ubierana dla niego, gdyż wiadomo było , ze i tak sam ją rozbierze.
Filip żył w  czasach gdy w naszym kraju nie było specjalnej karmy, ani smakołyków dla psów ani kotów.
Z małego kociątka wyrosło duże kocisko ważące ponad 9 kg .Mimo dużej wagi, nie przestał rozrabiać.
Ulubiona zabawa to jazda po gzymsie.od firanek. Tak, nie pomyliłam się, polował gdy firanka była zsunięta na bok, wbijał w nią pazurki, rozbujał się i jechał po całym gzymsie. Gzyms trzeszczał, a Filip nie ukrywał szczęścia..
Czemu wspomniałam o czasach w jakich żył, gdyż wtedy sklepy były puste, jedyny towar leżący - to ocet.
Kot jadł głównie gotowaną rybę, której zakup graniczył z cudem. Ale cóż, stało się po kilka godzin po rybę dla niego. Zawsze przeglądał siatki naszych znajomych, mimo iż nie wszystko lubił jeść. Gdy dzwonił telefon, pozwalał mi odebrać, ale o rozmowie nie było już mowy. Kładł brzuszek na widełkach i rozłączał :)
Lubiła go nasza listonoszka Pani Małgosia, gdy przychodziła , kot wskakiwał na toaletkę aby być wyżej, wyciągał nosek i lubił nim dotykać nos listonoszki. To był cały rytuał powitania.. Z domu zniknęły wazony, zbite podczas harców, pogryzione kwiatki. Ale cóż , szkody trzeba było ponieść.
Najgorsze było, gdy w ramach protestu obsiusiał np buty. Nie dało ich się uratować , nadawały się tylko do śmieci. Pominęłam chwile gdy wyjmował ze szklanek  z herbata - cytrynę, łapał bąbelki w wodzie mineralnej  w szklance. itd itd. Brakuje mi jego mruczenia wieczorami, spania na telewizorze i łapania piłki podczas nadawania meczów.To moje wspomnienia, ale nie jesetm gotowa  na kolejna adopcje kota. Zostanę przy pieskach.)

niedziela, 2 czerwca 2013

:(

O Filipie innym razem. Od jakiegoś czasu jestem na FC. Nie będę ukrywać , ze "wychodzę" z niego w stresie. Mój blog miał pomóc znaleźć dom  pieskom czy kotkom, a tu wielka klapa.
Na Fc widać całe okrucieństwo człowieka. Psy wyrzucane, przywiązywane do drzew , bite, Jedyne co mogę pomóc to wchodzić i udostępniać. Wierzyć , że każde kliknięcie pomoże zwiększyć szansę na dom . Dom stały na całe życie, a nie jego namiastkę. Boli mnie coś w środku jak czytam, że pies wrócił z adopcji. Jakoś nie umiem zrozumieć tych "powodów" zwrotu. Zresztą co to znaczy zwrotu? Pies, kot to nie rzecz, która ma braki. Jemu trzeba pomóc się zaadoptować do nowych warunków. Takie skrzywdzone istoty szybko się uczą i bardzo starają aby utrzymać miejsce w nowym domu. To nie one zawodzą  tylko człowiek
Są piękne słowa jednej piosenki "miłością wszystko da się załatać" A czy nie miłości one najwięcej potrzebują?

Filip

Tak właśnie wyglądał Filip, który żył obok mnie przez kilka lat. Gdy go znalazłam był chyba nawet młodszy niż ten kociak na zdjęciu.. Fotka jest z netu, niestety nie zachowała mi się żadna fotografia mojego kotka.
Filip pojawił się w moim życiu mniej więcej rok, po odejściu pierwszej suni.  Nie miałam pojęcia , że czeka mnie tak duże wyzwanie. Znalazłam go idąc do pracy, a właściwie to on mnie znalazł, poszedł za mną. Z pracy zadzwoniłam do mamy pytając  czy mogę go przynieść ( mieszkałam z rodzicami i byłam dość młodą osobą). Moje pytanie do mamy, czy mogę? właściwie powinno brzmieć jak informacja ,że wrócę do domu z kotem. W domu okazało się ,że maluch jest młodszy niż myślałam. Nie umiał sam pić z miseczki, więc po palcu uczył się samodzielnego jedzenia. Na nosku miał ogromnego strupa, masę pcheł..Najgorsze było to , że ja nigdy nie miałam kota w domu.
Mama, która była przeciwna, gdy go zobaczyła zmieniła zdanie.Tata,  wziął  na ręce,  przytulił i powiedział : witaj w domu na zawsze. I tak oto nasza rodzina,  po ciężkim okresie  jakim jest utrata ukochanego zwierzątka, powiększyła się o małą rudą istotkę nazwaną Filipem.
 Filip szybko się uczył. Już pierwszego dnia sam chodził do kuwetki. nauczył się sam jeść.Pchły wyłapywałam ręcznie. Wieczorami siadałam na fotelu, mały kładł się brzuszkiem do góry i zaczynała się walka z pchłami. Każdą zabitą układałam na przygotowanym spodeczku z wodą.
"Dzięki"nowemu lokatorowi poznaliśmy nowe "uroki" życia.. Działo się dużo ale o tym  następnym razem, teraz czeka mnie spacer z Makusią i Funią


czwartek, 30 maja 2013

Poranne budzenie:)

Jeśli kochasz psy, to trzeba się nastawiać na poranne wstawanie. Chociaż niekoniecznie:) Mój jamnik Atos, był wyjątkowym śpiochem. Na pierwszy spacer mógłby wychodzić w południe. Ulubiona pozycja podczas spania - to miejsce pod kołdrą , spod której wystają tylko tylko tylne łapki i ogonek. Wołany nawet mocno śpiąc merdała ogonkiem i ani myślał aby wyjść spod kołderki.  Nie można mu było  na to pozwolić, więc  śpiącego ubierało się w obrożę, brało na rękę i wyruszało na spacer. Jadąc windą spał wtulony,w naszą szyję.
Pekinka Perełka, z nią było jeszcze inaczej. Była jedynym moim psem który warczał jak miał iść na spacer.  Gdy próbowało się ja na siłę założyć szelki , gotowa była ugryźć, więc rodzina opanowała inne sposoby ).  Jeden z członków rodziny czekał schowany ze smyczą, gotową do założenia, ktoś drugi cichutko otwierał wejściowe drzwi i naciskał dzwonek, że niby ktoś do nas idzie. Sunia wylatywała ze szczekaniem, witając nowego gościa  i już wtedy zakładało się smycz. Chociaż czasem gdy wykryła podstęp, chowała się pod krzesłem..Nigdy nie odmawiała spaceru, gdy pretekstem był smakołyk. Wtedy gdy żyła Perełka, nie było u nas smakołyków dla psów, więc moja sunia wcinała krówki milanowskie.
Kolejne moje pieski Aga, Maksi i Funia nie protestowały, gdy przychodziła pora spacerku.
Najciekawiej rankiem reaguje Funia. Czeka aż otworzę oczy, i natychmiast z piskiem leci do drzwi, a ja ubieram się w tempie strażaka. Gdy jest wolny dzień i mam ochotę pospać troszkę np do 6 rano, Funia czatuje aż się obudzę. Gdy uważa, że śpię zbyt długo a jest już 5.10 rano . Siada na poduszce , na tej samej na której śpię. Ale najważniejsze, ze siada na wysokości mojego ucha i przeciągle ziewa. Ziewanie jest tak głośne , że aż bolą uszy. Ziewa aż otworze oczy i powiem: no to wstajemy, szczęśliwa leci w kierunku drzwi.
 Więc mając psa w domu, można trafić różnie. Z doświadczenia wiem, że wole mimo wszystko ranne ptaszki).to mniej złości niż psiak który nie chce wyjść mimo iż już jest jego pora.
Ale jest jedno ale czy piesek jest śpiochem czy rannym ptaszkiem, żyjąc razem obok siebie, tak go kochacie, że złość mija bezpowrotnie.
Często gdy  leje deszcz, mijający ludzie współczują mi , że muszę wtedy wyjść. Dziwne ale nie czuję się wtedy źle  ani nie jestem zła iż mimo takiej pogody jest spacer. Trzeba się dobrze ubrać i już:)
Miłego dzionka. Następnym razem opowiem o Filipie:)

niedziela, 26 maja 2013

Lilka

To niesamowite uczucie stać dość blisko prawie 4 tonowego kolosa. Dzieliła nas jedynie metrowa odległość od jej wyciągnięcia trąby. Lilka była psotnicą, nie było dnia, żeby komuś czegoś nie zabrała. Wyrywała plecaki, zdejmowała czapki. Potrafiła nawet grzebać po kieszeniach.. Rzeczy trzeba było spisać na stratę. Przy pomocy wiedzy pracowników cyrku moje grupy ominęły takie niespodzianki. Zawsze dla Lilki mieliśmy mały poczęstunek::jabłka, marchewki..
Pakując się w domu mogłam wszystko zapomnieć ale nie o kęskach dla niej.
Ale  cóż jestem tylko człowiekiem i raz zdarzyło się, że ani dzieci, ani ja nie mieliśmy nic .Słonica była zwyczajnie rozczarowana. Zamykała przed nami trąbą drzwiczki, nie chciała się pokazać. Przykra sytuacja.
Znalazł się jednak sposób.Jedna z mam miała ptasie mleczko. Wiem, wiem to nie jest dla zwierząt , dla słoni tym bardziej. Uznałam jednak, że przy tak wielkiej masie, Lilce nie zaszkodzi.. Najczęściej smakołykami częstowały ją dzieci, chyba, że nikt nie miał odwagi, wtedy robiłam to sama.. Podanie ptasiego mleczka było nie lada wyzwaniem również dla mnie. Bałam się, ale co tam ( przestrzegałam zasad bezpieczeństwa ).
 Wyciągnęłam rękę z otwartą dłonią, na której leżała kosteczka ptasiego mleczka. Lilka wyciągnęła trąbę w naszym kierunku, powąchała i delikatnie musnęła mnie zabierając słodkość. Na mojej dłoni został obśliniony ślad. Lilka zrozumiała , ze mamy tylko to i już nie prosiła o więcej lecz też nie chowała się za drzwiczkami.
Nie macie pojęcia z jaką pasją tam jeździłam. Raz ją zawiodłam. Byłam przeziębiona, przed wyjściem wypiłam łyżeczkę amolu, natarłam się amolem, aby tylko dać rade i pojechać. Lilka jak podeszliśmy, obwąchała mnie trąbą i z hukiem zamknęła drzwi. Amol jest na alkoholu o czym zupełnie zapomniałam. Lilka mi tego nie wybaczyła.
Minął dość długi czas aż pojechałam znowu do Julinka. Zanim dzieci wygrzebały się z autokaru, wymknęłam się do Lilki. Z radością  stanęłam przed słoniem i szok. Słoń nawet nie drgnął. Mówię do pracownika: to nie jest Lilka, zdziwiło go to,że zauważyłam Fakt to nie była Lilka skąd wiedziałam? Tylko Lilka umiała tak odbierać z dłoni.
Nastąpiła reorganizacja cyrku, powstały cyrki prywatne. Próbowałam ustalić dalsze losy Lilki.
Kilka lat temu robiąc zakupy zobaczyłam kilku mężczyzn wysiadających z samochodu w ubraniach technicznych pracowników cyrku. Rozdawali ulotki o najbliższych przedstawieniach.. Nie mogłam przepuścić takiej okazji. Okazało się, że Lilkę oddano do warszawskiego Z00. Niedługo jednak odeszła, czy też za Tęczowy Most?. "starych drzew się nie przesadza" widać dotyczy to nie tylko ludzi.
Wiadomość, że Lilka odeszła wywołała łzy. Zrozumiałam, że była mi bliska tak jak psiaki z którymi jestem.

sobota, 25 maja 2013

Drażliwy temat

Wiem, ze poruszając ten temat, wkładam tzw "kij w mrowisko"
Zanim ktoś czytający się wkurzy i zamknie post, niech pierw odpowie sobie na kilka pytań:
1. Czy zwierzę , które cierpi bawi się?
2.Czy obserwując sytuacje przez kilka miesięcy po kilka godzin, od "kuchni", można mieć racje?

Drażliwy temat to zwierzęta w cyrku. Wiele lat temu pokochałam słonicę Lilkę. Lilka była leciwą afrykańską słonicą
Co robiłam w cyrku?
Będę bezstronna. Nigdy nie miałam rodziny ani znajomych w cyrku. Jako dziecko jakoś nie przepadałam za cyrkiem ani ogrodami zoologicznymi.
Tak potoczyło mi się życie, że jeździłam z wycieczkami z dziećmi do bazy cyrkowej w Julinku. Kiedy jechałam pierwszy raz, to był wypad bez dzieci. Pojechało kilka dorosłych osób  żeby porozmawiać z treserami. Potem jeździliśmy tam z dziećmi. Gdyby to była jedna wizyta, nie pisałabym tego postu, ale ja tam byłam kilkadziesiąt razy. Początkowo byłam sceptycznie nastawiona do tematu, stąd mój krytycyzm  i obserwacja były wyostrzone.Jesień , zimę i wczesną wiosnę cyrk spędzał w swojej bazie. To był czas odpoczynku i wytężonej pracy, szykowano nowy program.
Pamiętam rozmowę z treserem słoni. Stwierdził, że takiego kolosa nie można do niczego zmusić siłą. Słoń musi ufać treserowi. Jeżeli ktoś go skrzywdzi,  słoń sam wymierzy sprawiedliwość.Treser z którym rozmawialiśmy , był jedynym który wykonywał bardzo trudny numer , polegający na podłożeniu słoniowi twarzy pod jedną z nóg. Ten człowiek nie musiał nas przekonywać, że nie krzywdzi słonia. Gdyby było inaczej, wystarczyłaby chwila i słoń stawia nogę na jego twarzy i  i bez kończenia zdania wiadomo co działoby się potem.
Kiedyś spacerując po Julinku z dzieciakami, słyszymy ryk kilu słoni. Robi to niesamowite wrażenie, aż ciarki czuje się na plecach. Pytam pracownika, co się dzieję. i słyszę ze musiała na teren przyjechać ich obecna treserka. Trudno mi było uwierzyć, ale faktycznie, minęło kilka chwil, do stajni wchodzi treserka i wita słonie, poklepując je po bokach. Czy gdyby te słonie były źle przez nią traktowane , tak cieszyły by się z jej przyjazdu?
Podobne było zachowanie fok.( gdy jeden z trenerów jedzie do domu drugi zostaje z nimi.) Gdy ten nieobecny wyjeżdża z domu , one już są poruszone i cieszą się.
 O Lilce napiszę następnym razem:)

wtorek, 21 maja 2013

A to się właśnie tak zaczęło...

Wyobraźmy sobie małą,  pulchną dziewczynkę spacerującą ze swoja mamą. Jest tak mała, że nie umie powiedzieć słowa dzień dobry, zamiast tego mówi dyg ( babcia uczyła ją, że dziewczynka witając się powinna dygnąć nóżką:) Była tak mała, że nie umiała jeszcze dygać, więc kucała mówiąc dyg :)
 Tak witała nie tylko ludzi lecz też psy. Nieważne czy pies był mały, czy duży, stawała przed nim mówiąc dyg i kucała. Nietrudno się domyśleć , ze to ja byłam tą dziewczynką:) Jak większość dzieci chciałam psa.  Gdy chodziłam do przedszkola w naszym domu pojawił się pierwszy pies. Pies był dla całej rodziny, wprawdzie chciał go bardzo tata, pozostali domownicy znacznie mniej.
Mała sunieczka - pekinćzyk, ogromna rozrabiaka, podbiła jednak szybko serca wszystkich w domu. Została ukochanym członkiem rodziny .Dlaczego wspominam o tym właśnie dzisiaj? Dzisiaj mój tata miałby urodziny. To po Nim odziedziczyłam miłość do psów i nie tylko do nich. Perełka- takie imię wybrałam, była w moim życiu przez 14 lat. Szkoła podstawowa, średnia,ona cały czas była ze mną, z nami.
Minęło tyle lat, lecz zawsze gdy jest czas matur wracają wspomnienia o niej. Tydzień przed egzaminem maturalnym, moja ukochana sunia musiała zostać uśpiona,rak. Płakał cały dom, lecz dla mnie, z którą była przez  moje dzieciństwo , okres dojrzewania. - to było chyba najtrudniejsze.
 Sunia kochała inaczej każdego członka rodziny.Gdy ktoś ucinał sobie poobiednią drzemkę, nie pozwalała aby przeszkadzać tej osobie. Gdy ktoś chory leżał w łóżku, nie wolno było nawet dotykać jego kapci leżących przed łóżkiem. Jej ulubione miejsce spania to wózek mojej lalki, wyrzucała lalki i sama tam wchodziła.Podczas mojej nieobecności - wakacje- pilnowała moich zabawek.
Tak zaczęła się moja miłość do zwierząt.

poniedziałek, 20 maja 2013

Za co kochamy psy, koty i inne zwierzaki

Pies, to więcej niż tylko cztery łapki, ogonek, to ogromne serce i pełne miłości oczy. Pies to przyjaciel, bez fałszu, obłudy, bez udawania, że jest inny niż jest.
Pies kocha mimo wszystko, kocha za nic. Kocha gdy mamy dobry albo zły dzień. Nie ma znaczenia czy powodzi nam się dobrze czy nie Jest z nami w chwili szczęścia i  smutku.
Gdy wspominam moje psy, głównie te które miałam, (obecne dopiero poznaję) analizuje ich zachowanie nasuwają mi się pewne wnioski. Psy maja jakiś 6 zmysł, potrafią wyczuć intencje ludzi. Moje poprzednie dwa psy, nie lubiły kilka osób. Po wielu latach, gdy psy odeszły na T M, okazało się iż osoby których one nie akceptowały, pokazały swoja prawdziwą twarz jakże inna od tej która znałam. Dziwne ale one miały racje, wyczuwały fałsz.
Moja Funia (obecna sunia) pokazała od pierwszej chwili, że mi ufa..Nie mogłam jej złapać to fakt. Łapał ją eco patrol. Pojechałam po nią do schroniska , gdy ktokolwiek próbował ją dotknąć,  krzyczała ze strachu. To był przeraźliwy krzyk. Gdy ukucnęłam przed nią i ku zdumieniu pracowników sunia była cichutko, nawet polizała mnie po ręku. Gdy błąkała się mogłam ja głąskać , ale złapać się nie dała, mówiłam jej , że zamieszka
 ze mną. W schronisku też jej powiedziałam ze ją zabieram do domku. U mnie w domu nigdy nie krzyczała ze strachu, jeśli coś ją zaniepokoiło popiskiwała jak myszka. Mała mi zaufała.
Właściwie obie mi zaufały. Mam teraz dwa kochane skarby, które już śpią.
W życiu spotkałam wiele ciekawych psów i innych zwierząt. Opowiem o nich .

niedziela, 19 maja 2013

cd wiadomości z Tęczowego Mostu

Gdy odeszła Aga, adoptowałam Maksi.. Kilka miesięcy później pojawiła się u mnie Funia.
W dniu gdy Funia jechała do mnie do domu, odchodziła po 12 latach bokserka mojej koleżanki Zuzia.
Przeżyłam odejście  Zuzi w końcu znałam ja od małego.
Minęło kilka miesięcy i znów przyśnił mi się Atos , tym razem z Zuzia, a obok nich szedł jakiś pies merdający ogonem, trochę podobny do maksi ale jakby inny. We śnie Zuzia polizała mnie na powitanie językiem, aż się obudziłam. Byłam wystraszona, czyżby Atos zawiadamiał mnie o chorobie którejś z moich sunieczek.
Obejrzałam sunie , obserwowałam kilka dni ale nic się nie działo. Napisałam maila do koleżanki ,że śniła mi się Zuzia. W odpowiedzi dostałam informacje ,że właśnie odszedł pies naszego kolegi. Gdy się zastanowiłam, to pies który we śnie towarzyszył Atosowi i Zuzi to był Baks. Faktycznie podobny do Maksi tyle , ze większy.
Te  psy machały ogonami były szczęśliwe. Atos i Zuzia odeszły po cierpieniach, nie wiem jak Baks bo nadal kolega milczy.
O moich snach napisałam gdyż są osoby,  które wątpią w Tęczowy Most.

Wiadomości zTęczowego Mostu

Zabrzmi to nieprawdopodobnie ale to jest fakt.  Przez 14 lat miałam jamnika w domu. Atos, wrażliwy i delikatny , mądry pies , i jak to każdy jamnik z charakterem.
Psiątko od pierwszej nocy spało ze mną, kochało przytulanki i lizanie:) To był pierwszy pies który odszedł prawie na moich rękach. Wtedy jeszcze nie wiedziałam , ze istnieje Tęczowy Most. Nie mam działki więc jak odszedł został w przychodni. Wróciłam pieszo do domu, idąc przez pól miasta. W domu zapaliłam kadzidełko i obiecałam , ze nigdy go nie zapomnę , podobnie jak poprzednich zwierzaków. To był czwartek.
Po południu stwierdziłyśmy z mama, ze w niedziele pojadę do schroniska po kolejnego pieska. Nigdy nie byłam w takim miejscu, jak wybrać jednego, gdy jest tam tyle nieszczęść. Pomyślałam wtedy ze Atos, który gdzieś tam jest pomoże mi. Wybrałam mała sunie , Aga -tak dostała na imię.


To jest Aga.Mała wyrzucona z samochodu szczenna sunia, bojąca się wszystkiego. Byłyśmy razem 12 lat.
Cztery lata zajęło mi jej wyciszanie. Bała się wszystkiego , gdy zmieniałam mydło do rąk podchodziła do mnie z  rezerwą. Jestem dość niecierpliwą osoba, a wtedy aż sama byłam zaskoczona bo nic mnie nie złościło u Aguni. Kochałam ja bardzo i chyba z wzajemnością, słuchała nawet mojej ulubionej muzyki.
Dlaczego wspomniałam najpierw o Atosie?. Atos był jedynym zwierzakiem który śnił mi się. Najdziwniejsze było to, ze pojawiał się w moich snach, ale tylko w wyjątkowych sytuacjach. Gdy Aga źle się czuła,śnił mi się Atos. tak było przez 12 lat. Po kolejnym takim śnie bardziej przygłądalm się suni okazywało
 się, ze złapała ja infekcja. Przez ostatni rok Aga chorowała na serce, gdy pewnego dnia przyśnili mi się oboje tzn Atos i Aga. Rano wiedziałam już , że Atos przyszedł po nią:(. Kilka dni później stan Agi pogorszył się tak, że już nic nie można było zrobić. Wspólnie z lekarzem podjęliśmy tą najtrudniejszą decyzje.


strach

Pieski adoptowane początkowo boja się, że ktoś je odda. Tak miały obie.
Maksi początkowo bała się każdej osoby która mnie odwiedziła w domu. Dopiero po zapewnieniu, ze ta osoba przyszła do mnie a nie po nią, uspokajało moje słoneczko.
 Funia też się bała tego. Tydzień temu przywieziono mi worek karmy, który zamówiłam. Kurier zadzwonił tuż po naszym powrocie ze spacerku. Maksi zdjęłam szelki, a Funia została w smyczy, uznałam że jak będzie lepiej gdyby chciała się wymknąć na klatkę między nogami, to łatwiej ją zatrzymam. Nie miałam pojęcia ,że Funię to aż tak przestraszy..Przysunęła się bliżej do Maksi i zaczęła ją lizać po pyszczku jakby prosiła o wsparcie.
W majowy weekend obie wysunęły mi się na klatkę, szczekając. Oczywiście miały powód. u jednej z sąsiadek,  nocowała rodzina z psem.. Ich pościg po piętrze klatki, był spowodowany chęcią znalezienia nowego lokatora. Gdy ustaliły z którego mieszkania szczekał, usiadły na wycieraczce przed drzwiami mieszkania i Maksi radośnie merdała ogonkiem. Zabrałam je do domu , skarciłam,ale w  środku śmiałam się , bo wyglądało to bardzo komicznie.
Oj te psiaki:)

pierwsza wspólna wiosna

Wiem powinnam być bardziej systematyczna pisząc blog, lecz najważniejsze są moje sunie dopiero potem mogę tu usiaść.
Obiecałam pokazać Funię. Fotka kiepska wiem, lecz mała boi się robienia zdjęć. Mała delikatna wrażliwa kundelka. w maju minie pól roku jak jest z nami. Zmieniła się przez ten czas.Śpi ze swoimi ukochanymi zabawkami, zaczyna się przytulać.Ale ja czekam aż mi zaufa na 100% tak jak ufa mi Maksi.
Jak sąsiedzi zaczęli nas widywać we trójkę, pytali czyj to pies - Funia. Raz wspomniałam, ze błąkała się koło mnie, wiec ją zabrałam., usłyszałam wtedy :" takie zawsze znajdą frajera" Zatkało mnie, wściekłam się, ale nie czuje się frajerem ani przez chwilę. Jestem szczęśliwa , ze mała sunia krzycząca ze strachu zaufała mi i razem już jesteśmy równe pól roku.
Obie sunie są szczęśliwe , żólw tez a ja razem z nimi. Kocham całą moja gromadkę. Widząc błysk szczęścia w oczach moich suniek- nic mi więcej nie trzeba. Owszem bałam się adopcji drugiego psa, ale trzeba próbować. Jak pierwszy raz zobaczyłam Maksi , stwierdziłam, ze jest większa niż chciałam. PO chwili namysłu stwierdziłam, cóż te 10 cm więcej ma pozbawić ją domu i miłości?.Gdy podano mi Maksie na ręce , stwierdziłam odwagi i podjęłam decyzję, ze będzie moja. Nie żałuje ani chwili, swojej decyzji - to kochana sunia.
Obie już potrafią się zorientować ze weekendy są dla nich. Czasem jednak wtedy też trzeba coś załatwić . W oczach pojawia się rozczarowanie:( .jak jestem w domu mogę zajmować się czym chce, ale gdy nagle muszę wyjść chociaż na chwile pojawia się żal. jak dobrze ze ich mam.

czwartek, 18 kwietnia 2013

Funia i żółw

Gdy pomagałam ratować Funię przed bezdomnością, jednocześnie podjęłam decyzję o jej adopcji.
Nie zastanawiałam się jak dogada się z Maksi, z żółwiem. Te sprawy odsunęłam na potem.
Z Maksi dogadała się szybko, zajęło im zaakceptowanie się 3 dni. Wiedziałam, że Funia musi dostać czas zanim pozna żółwia.
Odczekałam trzy tygodnie aż Funia przestanie bać się windy i zaczną się normalne spacery. Gdy Funia wyciszyła się, wiedziałam , ze przede mną jeszcze jedno zadanie. Wreszcie trzeba było się przekonać , co czeka żółwia, czy wszystko wróci do normy, czy zostanie mu głównie terrarium.?
W wolny dzień, zaparzyłam kawę, wzięłam duży oddech i wyjęłam Tuptusia. Postawiłam go obok siebie na tapczanie aby móc szybko zareagować. Udawałam spokój, chociaż byłam pełna obaw.
Funia była ciekawa co leży na tapczanie, ale jej ciekawość uprzedziła Makusia.. Maksi wskoczyła na tapczan, położyła się obok żółwia i tak wymownie patrzyła na Funię, że tamta nie podeszła bliżej niż 10 cm.
Przez najbliższe dni To maksi pilnowała Funię i bezpieczeństwa żółwia..Funia to zaakceptowała i już kilka miesięcy żółw (oczywiście gdy jestem w domu) spaceruje ile chce po mieszkaniu. Czasem Funia szuka go, jakby sprawdzała czy wszystko jest ok.
Podziwiam mądrość obu moich suczek.


poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Maksi poznaje żółwia :)

Makunia gdy już zrozumiała, że to jej nowy dom, uznałam, że powinna poznać Tuptusia. Pierwsza jej reakcja  była śmieszna, wielki język oblizał cały pyszczek na widok żółwia. Była przekonana , ze to jedzonko. Powiedziałam nie wolno, i postawiłam żółwia na podłodze..gdy słyszała komendę :nie wolno, odchodziła. Nagle ktoś zadzwonił do drzwi, musiałam wyjść z pokoju., gdy wróciłam, żółw leżał na grzbiecie na Makusi  posłaniu.Skarciłam ja, wzięłam żółwia do reki i już wiedziałam czemu do zostawiła. Żółw w obronie puścił gadzi zapaszek i odstraszył Makusię. Na szczęście nic mu się nie stało, ale wiedziałam, że trzeba czasu. Codziennie wypuszczałam żółwia na podłogę, ale pilnie kontrolowałam co robią. Gdy Maksi podchodziła,  padało zostaw i sunia grzecznie odchodziła. Zawsze ich spotkania  organizowałam gdy Makusia była po jedzeniu:) Głaskałam  żółwia, przy Maksi karmiłam go i po upływie 2 tygodni żółw spokojnie chodził po pokoju, a Makusia zrozumiała ,ze on mieszka z nami. Oczywiście wychodząc z domu wkładałam żółwia do terrarium. Żółw nie bał się Maksi mimo przykrych wspomnień, gdy robiło mu się chłodno przytulał się do jej ogonka.i zasypiał. Maksi unosiła łepek, sprawdzając co się dzieje i zasypiała.
 Wszystko wróciło do normy.

niedziela, 14 kwietnia 2013

Maksi, Funia i......

Tak, mieszka z nami jeszcze żółw. Żółwie są w moim domu od ponad 20 lat. ten który jest obecnie - od 4 lat.. Jest wyjątkowy.bardzo komunikatywny jak na żółwia (to jest też ocena jego lekarza:). Moje psy tolerowały żółwie, wprawdzie poprzednie mieszkały w terrariach. Gdy próbowałam je w ciepły dzień wypuścić na podłogę kładły się. i spały. 4 lata temu odszedł Satyr-żółw grecki.( Satyr był u mnie 14 lat). Moja poprzednia sunia Aga chodziła po mieszkaniu i go szukała, patrzyła mi w oczy i pytała co się z nim stało.Nie było żółwia, nie było terrarium. Pewnego dnia znalazłam ogłoszenie w necie, jakaś rodzina szukała domu dla żółwia - powód przeprowadzka za granice. Bez chwili wahania skontaktowałam się i umówiłam na spotkanie.
Tuptuś, tak go nazwały dzieci, był faktycznie inny i nietypowy. Byłam obcą osobą, wzięłam go do ręki, a on wyciągnął łepek i zaczął mi się przyglądać.Po krótkiej rozmowie z właścicielem zabrałam go do domu.
Aga przywitała nas radośnie. Żółw położony na mojej dłoni,  został przedstawiony suni. i pozornie wszystko wróciło do normy. Sunia przestała szukać , a w domu pojawił się nowy lokator.
Żółw nigdy wcześniej nie był u weterynarza, mieszkał na podłodze. Weterynarz który od 20 lat zajmuje się moimi żółwiami przyjmuje 2 razy w tygodniu. Dbając o zdrowie suni,  żółw do wizyty u lekarza siedział w terrarium. Jego stan zdrowia został oceniony na dobry lecz na wszelki wypadek trzeba było go odrobaczyć.
To co zastałam w terrarium na drugi,  dzień przeszło moje oczekiwania.. Z żółwia wyszedł robak długości ponad 10 cm i na dodatek żywy. Ale to biedactwo musiało się męczyć. Potem kolejne odrobaczenie coś tam jeszcze wyszło ale już martwe. odetchnęłam z ulgą.. Tuptuś nie miał zamiaru siedzieć w terrarium, Próbował się wydostać, szalał tak, ze aż zwalał terrarium. Gdy nie wystawiałam go na dywan wypuszczał gadzi smrodek protestując w ten sposób. Postanowiłam,  gdy będę w domu Tuptuś będzie chodził po domu.
Mały uwielbiał chodzić po mieszkaniu , gdy zgłodniał skrobał w lodówkę, a zasypiał przy nodze lub zabawce suni. tak żyłyśmy 3 lata. gdy odeszła Aga , Tuptuś chodził za mną jak cień i szukał suni. Nieraz słyszałam, widziałam fotki jak psy kaleczą żółwie w domu.
Przede mną były kolejne wyzwania, Maksi, żółw jak to się układało.. następnym razem opowiem.:)


niedziela, 7 kwietnia 2013

Wiosna, wiosna, ach to ty:)

Dawno się nie odzywałam, ale moje sunie źle znosiły ponowne opady śniegu. gdy siadałam przy komputerze, mniejsza sunia wspinała się na krótkich łapkach, a przednimi  waliła w klawiaturę. trudno nie zauważyć takich argumentów:)
Zwierzęta czują wiosnę dużo lepiej niż my :(.Są szczęśliwe gdy idziemy na spacer, natomiast gdy już wyjdziemy stają jak wryte,  jakby chciały powiedzieć jeszcze zima?.
Wiem, powinnam pisać systematycznie, ale radość odbiera fakt, że tyle psich nieszczęść szuka domów.Nie tylko moje psiaki są wspaniałe, w każdym zwierzaku jest coś pięknego.
 mały , długi , ale serce wielkie, szuka domu, może ktoś tu znajdzie dla niego miejsce w swoim sercu.
Pokochajcie Hakera
Tyle na dzisiaj wracam do mojego stadka:)

piątek, 29 marca 2013

Czekamy na wiosnę:)

Już dość smutków , wspomnień. teraz ważne jest to co teraz. Moje dziewczyny już czują wiosnę. Rozpiera je radość. W małych oczkach widać błysk radości. Czekam na Święta, wtedy czas będzie dla nich.
Chciałabym aby Świąteczny czas był chwilą refleksji dla ludzi. Może rozmowy przy stole spowodują kolejna adopcje, mądra adopcje. Każdy powinien pamiętać , że jest odpowiedzialny za to co oswoił. Dużo ludzi jednak o tym zapomina i stad jest tyle psich i kocich nieszczęść na świecie.
 Zwierze to nie rzecz i jego adopcja to nie może być tylko impuls, lecz dobrze przemyślana decyzja.
 Niby to jest oczywiste ale chyba jednak nie dla wszystkich , skoro schroniska pękają w szwach.
Myślę , ze to trzeba uświadamiać, przypominać ludziom , poczynając od dzieci.
Najlepsze życzenia dla wszystkich

niedziela, 24 marca 2013

:(

Dzisiaj zaczynam od  zdjęć.Na obu jest Moja Makunia . Górne- tuż po interwencji  , dolne robione kilka dni temu.
Odwiedziła nas p.Aneta. która poznała Maksi tą,  patrzącą z za krat. Po obejrzeniu wielu zdjęć z tego okresu, nie mogłam spać. Aż trudno sobie wyobrazić, co one przeżyły. Koszmar.
Dziękuję wspaniałym ludziom za to , że uratowały pieski. jak pisałam wcześniej kilka  z nich jeszcze nie ma domów , a pieski muszą jeść , być szczepione.
Zapraszam do zakupu koszulek z logo Stowarzyszenia Niczyje./www.facebook.com/events/444639142273485/ To link do strony z koszulkami. Proszę, pomóżcie innym pieskom zanim znajdą dom. Ich fotki ( części z nich umieściłam w poprzednich postach.:)

sobota, 16 marca 2013

Każda jest inna

Każda inna, to delikatnie powiedziane:)
Kilka godzin temu pisałam, ze wybieram się z Makunią na szczepienie. Funia miała zostać w domu..Trzy razy próbowałam ją zostawić w domu. Jak mały piskorz śmigała między nogami na klatkę. Po trzeciej próbie poddałam się :( Poszłyśmy razem. W przychodni bacznie obserwowała czy Makusi nie robimy nic złego.. Wspinała się nawet na duży stół, na którym stała Maksi.
Jakie są?
 Maksi jest radosną  i jednocześnie dystyngowaną sunią. Zawsze posłusznie zostaje gdy trzeba, niczego nie wymusza, zawsze grzecznie czeka
Funia?  to mały urwis. który zawsze da znać czego potrzebuje. To ona zawsze daje sygnał na spacer, jak jej za ciepło w domu , skacze na mnie, zieje- efekt jest taki, ze uchylam okno i wtedy mała się kładzie na drzemkę.
Czasami są  spięcia między nimi, ale trwają ułamki sekund, .trudno zauważyć która zaczęła. Podejrzewam, ze jednak to Funia zaczepia. Gdy spięcie minie, to zawsze Funia podchodzi do Maksi i liże ją po pyszczku.
Godzą się tak samo szybko jak się kłócą.
Przy pierwszych ich kłótniach, rozmawiałam z weterynarzem. One same mają ustalić która jest przewodnikiem stada. Obserwuję je bacznie ale naprawdę nie wiem jak się podzieliły. W domu nie są o siebie zazdrosne, gorzej na spacerze gdy podchodzi pies. Wtedy jedna gotowa jest bronić drugiej.

Radość w domu

Po smutkach i niepewności zawsze nadchodzą lepsze chwile. .Każda ma  imię, jednak gdy idziemy na spacer, częściej używam określenia dziewczyny i one dobrze wiedzą , że komendy dotyczą  obu..Moje dziewczyny są szczęśliwe. Skąd o tym wiem? Błysk w oczach gdy do nich mówię, radość z powrotu do domu. Podniesiony i merdający ogonek kilka razy dziennie. Jeśli chodzi o ogonek,  to Funi kitka jeszcze nie podnosi się. Nie wiem czy kiedyś została złamana czy to jeszcze czas aby sunia ją podniosła.
Po miesiącu Makunia miała tzw"głupawkę".Każdy kto miał lub ma psa wie o czym mówię. Dla nie wtajemniczonych : głupawka to gonitwa wokół  mieszkania , merdanie ogonkiem popiskiwanie .Tak mniej więcej to wyglądało u Makuni.
Sunie często a nawet kilka razy dziennie bawią się razem. Gdy mają dość każda zajmuje się swoja zabawką.
Maksi uwielbia gryźć sznurki m.in taki jak na pierwszym zdjęciu, Funia nie rozstaje się z małym piszczącym kurczakiem.
Obie są cudowne mimo iż każda jest inna. ale o tym następnym razem. Za chwię zabieram Maksi na szczepienie i będzie "walka" z Funią aby została w domu.:)


piątek, 15 marca 2013

Smutki Funi

O Funi nie wiem nic, poza tym czego można się domyślać. Z pewnością była w jakimś schronisku, gdyż miała czip. Nie były tam jednak wpisane dane właściciela.  Obserwowałam ją cały czas i mała nie tęskniła za nikim. Bała się bardzo. Przez pierwsze trzy tygodnie siedziała w domu, na podkładach załatwiała swoje potrzeby. Brzuszek dała mi do głaskania już pierwszego dnia, a to już przejaw zaufania. Pierwsze dni tylko spała wyciągnięta na dywanie. Leciutko warczała, gdy Makunia chciała ją powąchać. Maksi znów wykazała się mądrością. Na podwórku gdy pies na nią warczy, jest gotowa do gryzienia , a w domu grzecznie dawała Funi spokój, czekając aż ta się wyśpi. Po 3 dniach sunie zaczęły się wąchać. Maksi nigdy nie zganiała Funi np ze swojego posłania czy z fotela.
 Za kilka dni mijają 4 miesiące jak jest z nami.i wszystko nadal między nimi jest ok.
Funia powoli zmieniała się, dała głaskać po grzbiecie Gdy pozwoliła założyć sobie szelki, była gotowa była aby wyjść na spacer. Ale znów problem- winda ( mieszkam dość wysoko).Były 3 podejścia do windy,gdy pojawiał się krzyk strachu, Funia wracała do domu,  a Makunia szła ze mną na spacer. Po powrocie
ze spaceru Funia dokładnie obwąchiwała Maksi, dosłownie centymetr po centymetrze.
Przy czwartym podejściu do spaceru .... uf udało się. Funia z Makunią weszły do windy.
Początkowo Funia bała się mężczyzn, nawet na pierwszych spacerach jak ktoś nas przepuszczał w drzwiach, ona krzyczała i  nie było siły aby przeszła..Przepraszałam prosiłam , aby osoba przeszła przed nami.
Minęło kilka dni, a Funia już lizała każdego po rękach.
Teraz czekamy na wiosnę i na spacery na których będziemy uczyć się dalej.)
Są kochane obie, mimo iż bardzo różne.

czwartek, 14 marca 2013

Funia

Już kilka dni temu obiecałam wyjaśnić kim jest Funia..Postanowiłam, że nie adoptuję drugiego pieska, lecz jeśli się sam znajdzie, to go wezmę,
Przez 1,5 miesiąca błąkała się sunia koło moich znajomych. Wszystkich i wszystkiego się bała, mnie natomiast lizała po ręku. Był jednak problem, nie dała się złapać. Znajoma ją dokarmiała, wzywała patrole straży Eco. Sunia jednak przechytrzała wszystkich. Którejś nocy patrol ją złapał, od znajomej dostałam sms, że małą sunię zawieziono do schroniska.. Jeszcze gdy zmarznięta, lizała mnie i dawała łepek do głaskania. postanowiłam , ze Funia będzie z  nami.
Obie ze znajomą odebrałyśmy ją ze schroniska. Gdy ją przyprowadzono krzyczała z przerażenia.  Każdego kto się schylił do niej, próbowała odstraszyć krzykiem.  Weterynarz ocenił, ze jest zdrowa tylko bardzo zestresowana. Mnie się nie bała, lizała znów po ręku i pozwalała głaskać. Uznałam, że moja decyzja jest słuszna . Funia (takie dostała imię) zamieszkała z nami..
Za kilka dni minie 4 miesiące jak mieszkamy z Funią. Początki nie były łatwe. Maksi przywitała ją merdaniem ogonka i cierpliwie czekała  aż mała się przyzwyczai do nas, do nowego domu.
Nigdy nie miałam 2 piesków jednocześnie to nowe doświadczenie dla mnie, ale nie żałuję.
Chętnie pokazałabym zdjęcie Funi, ale na razie nie daje zrobić sobie zdjęcia. jeśli to się zmieni , uzupełnię.

poniedziałek, 11 marca 2013

Koszmar tych piesków

Nie znam smuteczków tamtych piesków, tzn nie wiem o,co przeżywają teraz po interwencji.
Dochodzą do siebie, jedne szybciej inne wolniej.
 W jednym z komentarzy p.Kasia napisała , ze one przeżyły koszmar.
Trochę o tym wiem.Pieski po śmierci właściciela, spędziły tydzień na mrozie bez jedzenia.
Maksi ma odmrożone uszki. teraz po wielu miesiącach to znika., jednak po powrocie z mrozu uszki są czerwone i pewnie pieką..Jak adoptowałam Makunie często miała czerwony brzuszek, myśłę ,że to również efekt wymrożenia.
Jest wiele piesków ,które szukają domów. Dla mnie jednak w danej chwili najważniejsze są pieski które były z Makunią.
One naprawdę mają wielkie serca i potrzebują miłości, domu i swojego pana

Dramat psi

  To Ida. Od czego zacząć... . Ida jest koleżanka Maksi. jej najtrudniej będzie znaleźć dom .Maksi      zaufała człowiekowi -.najpierw wolontariuszkom potem mnie. Ida jest inna, boi się zaufać człowiekowi. siedzi głęboko w budzie i wychodzi tylko gdy nie ma nikogo obok niej. Co strasznego musiało ją spotkać, ze aż tak się boi  .Aą boje się myśleć , że czekać ją będzie przytulisko do końca życia.,  A może ktoś kto ma domek z ogródkiem da jej szansę.
Myślę, że każda żywa istota zasługuje aby dać jej szansę na lepsze życie. To nie jej wina , że taka jest.                                                              

niedziela, 10 marca 2013

Smutne, a jednak radosne

Maksi dostaje  suchą karmę, gotowane mięsko w jarzynach. Jest jednak potrawa,  którą uwielbia. Założę się, że nikt by nie zgadł :) : zupa ogórkowa. Gdy Maksi zamieszkała ze mną , chciała próbować wszystkiego co jem. Próbowała różnych smaków , ale gdy wyczuła zapach zupy ogórkowej - musiałam chronić talerz. Nie dlatego ze,że jej żałuję, ale mogłaby poparzyć język i nos.  Miłość do zupy ogórkowej trwa, mimo upływu czasu. Gotując każdą następną ogórkową muszę uważać, aby Makunia nie wskoczyła na kuchnie do garnka.
Teraz gotuje zupę bez przypraw rozlewam do trzech miseczek i swoją doprawiam na końcu.
 Zupa w psich miskach znika w chwilę. Nie,nie to nie przejęzyczenie ,że piszę w liczbie mnogiej miski.
Od trzech miesięcy mieszka z nami jeszcze Funia. Kim jest i skąd się wzięła to może opowiem jutro:)

sobota, 9 marca 2013

Zima wróciła:( Wróciła zima

Myśłałam, że smutki Makuni i złe wspomnienia z mrozem i śniegiem to już przeszłość, jednak nie do końca..
Ponowny śnieg i zimno przypomniało Makuni co kiedyś przeszła..Skąd wiem?
Maksi śpi w  fotelu lub na swoim posłaniu.Gdy jest jej "źle" w nocy w chodzi do mnie do łóżka i tuli się tak mocno, ze aż się budzę.
Pisałam , ze Makusia tęskni za pieskami. Dwa miesiące rozważałam czy dam rade z drugim pieskiem. Zdecydowałam, ze nie mogę mieć drugiego.. Jednak los sam pomógł mi zmienić zdanie.Opowiem o tym , lecz innym razem.
                                                                 
To Haker Za nim też tęskni Maksi..2 letni piesek  tzw przegubowiec na krótkich łapkach..Dobrze dogaduje się z innymi, Jest radosny, lubi się bawić.Dla Hakera też szukamy dobrego domu.

piątek, 8 marca 2013

Szukamy domu

Tym razem dla małego pieska o wielkim sercu Tasman


Czyż nie jest słodki? Jest dorosłym pieskiem, który miał kiedyś ukochaną panią./ Teraz marzy o nowym domu. Może ktoś, kto śledzi opowieści o Maksi znajdzie miejsce w swoim sercu dla niego.
Gdybym miała większy dom, nie byłoby problemu.                                                                            

niedziela, 3 marca 2013

Pierwsze przerażenie Makuni

Po 2 miesiącach bycia razem, okazało się, że Maksi ma przepuklinę pępkową. Jedyne rozwiązanie to operacja.Walczyłam ze sobą, aby Maksi nie wyczuła , ze boję się nie mniej niż ona.
Jak wytłumaczyć jej, że przed operacją nie może jeść. Sunia zaufała mi, uwierzyła , ze nie zazna głodu.a tu? straszne chwile.
 Jak zwykle wstałyśmy rano ,  najpierw krótki spacerek, potem powinno być śniadanko. Makunia usiadła przed swoja miseczka i w oczach pojawiało się przerażenie gdyż miska nadal była pusta. Ten wzrok prześladował mnie pół dnia. Żeby jej ułatwić głodówkę, sama zjadłam na mieście.
Po powrocie do domu Makunia patrzyła na mnie z rozżaleniem, nie chciała się przywitać, unikała głaskania. Zawiodłam jej zaufanie, ale musiałam...
Maksi bez protestu dała się zaprowadzić do przychodni. Zostawiłam ją ,bez żadnych obaw. Znałam przychodnie, lekarzy. To mnie uspokoiło.Po upływie 2 godzin poszłam Makunie odebrać z przychodni. Przeraziło mnie gdyż lekarz stał przed przychodnią. Wszystko się udało i faktycznie operacja była konieczna.
Makunia gdy obudziła się z narkozy strasznie krzyczała z przerażenia. Ucichła gdy mnie zobaczyła i powąchała. Nawet wtuliła się we mnie.
Nie wiedziałam, ze najgorsze było przed nami. Nie brałam pod uwagę, że maski aż tak źle zniesie narkozę a właściwie wychodzenie z niej..To była okropna noc. Makunia biegała jak oszalała po meblach i gdy się zmęczyła wtulała się we mnie. Przetrwałyśmy tak do 3 nad ranem ,potem obie "padłyśmy". Na następny dzień lekarz potwierdził, że to była reakcja na narkozę i wszystko jest w porządku..
Musiało niestety minąć kilkanaście dni, aby zaufanie suni zostało odbudowane ( kwestia jedzenia:)
To były najtrudniejsze nasze dni i mam nadzieję, że bedzie ich jak najmniej.

sobota, 2 marca 2013

Maksi zaskakuje

Maksi, której pobyt w ogródku został zamieniony na mieszkanie, początkowo sprawiał trudności. Tyle nowych rzeczy, nowych zapachów, skąd miała wiedzieć co można gryźć a czego nie?.Próbowała różnych rzeczy, gdy nie było mnie w domu. Miałam problem, pokazywałam swoje niezadowolenie po odkryciu kolejnych psot, ale jak jej wytłumaczyć, ze nie wolno..Zabrzmi to niewiarygodnie, ale taka jest prawda, to Maksi znalazła sposób "pytania co może a czego nie". Zaczynała gryźć tyko przy mnie. Coś gryzła i patrzyła mi w oczy. Gdy padła komenda fe, niewolno. zostawiała i już więcej do tego nie wracała.Przykładem takiego zachowania był kontakt z moja firanką.Pewnego dnia odgryzła jej zakończenie ( taka mała fala). Przy mnie zaczęła odgryzać drugą, ale gdy ją skarciłam, fala została . Co prawda kawałek jej jest jakby odcięty ale trzyma się. Minęło już pól roku i nie ma więcej zniszczeń firanki..Makunia lubi spać i mieć łepek na poduszce. Ale nie znosi zamków błyskawicznych. Odgryzła wszystkie przy poduszkach leżących na tapczanie.Nie powstrzymał jej nawet skaleczony nos podczas walki z zamkiem.
Przez te 7 miesięcy bycia razem,  Makunia jeszcze nieraz zaskoczy swoim pomysłem i sprytem.

środa, 27 lutego 2013

Pierwsze radości i smutki

Minęły trzy miesiące, Maksi stała się psem domowym. Cieszyła się gdy zrozumiała,że głaskanie jest miłe. Sąsiad  nazwał ją  "śpiewaczką " , gdyż Makunia swoje emocje wyraża psim śpiewem. Jej reakcja zaskakuje ludzi i budzi sympatię. Umie szczekać, lecz szczeka bardzo rzadko. Mimo słoty jesiennej spacery były coraz dłuższe  i radośniejsze. Szybko jednak okazało się, ze Maksi dopadają smutki. Gdy widziała daleko czarnego pieska, krzyczała, tak chciała się przywitać. Gdy podeszła,  milkła i zaczynała płakać jak szczeniaczek..Patrzyła na mnie jakby chciała powiedzieć" myślałam , ze to inny piesek". kończyła się radość ze spacerku. W domu,  Makunia leżała patrząc gdzieś w przestrzeń i prawie nie reagowała na mój głos. To mijało, lecz każde spotkanie czarnego pieska powodowało podobną reakcję. Najsmutniejszym  okazał  się spacer , podczas którego spotkałam znajomą z dwoma pieskami  ( swoim i z pieskiem mamy:)
Maksi najpierw radosna, potem smutniała.Czuło się , że te dwa pieski nie dają jej spokoju. Jakby zrozumiała, one są dwa, wiec czemu ona jest sama?
  .                                                                    
Maksi pól życia mieszkała w otoczeniu piesków. na tym zdjęciu jest z jednym z nich . To Sonia z Maksi w klinice tuż po interwencji. Tu obie dochodziły do siebie. Czy Makunia tęskni za nią? czy za innym pieskiem, tego nie wiem. Sonia z która spędziła 2 miesiące w klinice weterynaryjnej nadal niema swojego domu. Długo zajęło mi podjęcie decyzji, nie mogę wziąć drugiego pieska. Po adopcji Maksi, wiem jak zmienia się piesek który ma swój dom, miskę i osobę która go kocha. Proszę popatrzeć na Sonię, tak wyglądała prawie rok temu. Może akurat znajdzie miejsce przy boku kogoś, kto może przypadkiem trafi na ten blog.
         

sobota, 23 lutego 2013

Częściej Makunia niż Maksi

Czemu tak? Sunia długo nie chciała reagować na imię Maksi. Gdy mówiłam Makuniu, reakcja była natychmiastowa. Postanowiłyśmy więc , że Maksi  jest tylko wtedy,  gdy trzeba ją  przywołać do porządku, natomiast Makunia - na co dzień.
W domu Makunia musiała wszystkiego spróbować i dowiedzieć się co może gryźć, a czego nie:)
Wychodząc z domu musiałam najpierw pochować sporo rzeczy, ale nie da się schować wszystkiego.Dużo próbowała przy mnie, gdy mówiłam niewolno, zostawiała i  więcej nie ruszała danej rzeczy.
Pewnego dnia, Maksi wyciągnęła z kuchni torebkę mąki i rozsypała ja  w pokoju. Wtedy pierwszy raz ostrzej zareagowałam,  krzycząc na nią. Sprzątnęłam i poszłyśmy spać. Przyśniła mi się Makunia , która obejmując mnie swoimi długimi łapkami powiedziała "Basiu,  nie gniewaj się na mnie, ja  nigdy tak nie miałam" Obudziłam się i obiecałam sobie, ze nie nigdy nie stracę cierpliwości . I jak tu nie wierzyć , że zwierzęta mówią ludzkim głosem w Wigilię?(pomimo, że to nie była Wigilia ale tak się poczułam.)
Makunia nigdy nie wyrywa jedzenia, zawsze grzecznie czeka aż jej przygotuje i  delektuje się każdym kęsem.