sobota, 31 sierpnia 2013

Dopóki nam ziemia kręci się, dopóki jest tak czy siak......

To najsmutniejsza historia związana z moim psem. Mała, szara kulka z błękitnymi oczkami i wytartym futerku na pupie. Nero takie imię dostał. Kupiłyśmy go z mama na bazarze na Skrze. W pudelku były cztery szczeniaki. Wszystkie przypominały małe owczarki niemieckie, ale Nero był inny. Zamieszkał z nami, przyjęty przez calą rodzinę z wielką  serdecznością. Został odrobaczony przez lekarza, odpchlony, zaszczepiony. Gdy minęła kwarantanna po szczepieniach zaczęły się spacery. Nero szybko się uczył. Wykonywał komendy siad, daj łapę. Na spacerach budził ogromne zainteresowanie. Ludzie widząc z daleka szarą kulkę podbiegali i aż wzdychali widząc jego błękitne jak niebo oczy. Wszystko układało się cudownie.
 Nero rósł jak na drożdżach i nagle zaczęło dziać się z nim coś dziwnego. Skończył 8 miesięcy i jakby trach.......zapomniał czego się nauczył. Często patrzył tępo w dal jakby nie rozumiał gdzie jest. Najgorsze jednak było przed nami. Nero nie siedział nigdy długo sam w domu, mama własnie przeszła na emeryturę. Wieczorami chodziłyśmy z nim do parku żeby się wybiegał. Biegał , puszczony ze smyczą, gdyż łatwiej go było złapać. Nero prawie nie sypiał, cale dnie chodził po mieszkaniu. Gdy siadaliśmy do obiadu zaczynał nas skubać zębami. Nie gryzł ale skubał bez przerwy. Żeby spokojnie zjeść trzeba go było wypchnąć do drugiego pokoju. Najgorsze były momenty gdy mój tata siedział w fotelu , Nero leżał pod drzwiami w drugim końcu mieszkania.Gdy mój tata poruszał się w fotelu, Nero z zębami leciał do niego. Na chorego tatę skakało 40 kg , tyle ważyło nasze szczęście. Tata nie skarżył się nigdy na psa. Nie musiał mówić , porwane koszule mówiły same. Rodzinna narada przy kawie i decyzja trzeba szukać pomocy dla Nera.
Przeprowadziliśmy długie rozmowy z weterynarzami, treserami psów ( szkolącymi psy do wykrywania gazu, psy pracujące na granicy, psy do służby w policji wtedy jeszcze milicji:) Wszyscy oceniali: pies ma odchylenia od normy i nie ma jak mu pomóc. Kolejna rozmowa z Panią weterynarz która opiekowała się Nerem. Usłyszałyśmy: pies jest chory psychicznie i nic,  ani nikt mu nie pomoże. Owszem można mu poszukać domu z ogrodem ale nikt nie ma pewności czy za jakiś czas pies nie zostanie zabity łopatą lub wyrzucony i nie da sobie rady.Na pytanie skąd ta choroba? Były dwa warianty : jeden to tzw mutant czyli niebieski pies ( u takich psów to się zdarza) drugi , ze jednym z rodziców Nera mogło być rodzeństwo. To było dla nas bardzo trudne. Ostateczna decyzja - to uśpienie. Pani weterynarz uznała a właściwie potwierdziła diagnozę poprzedników. Gdy zobaczyła moje przerażone oczy stwierdziła :zdrowego psa nie wolno uśpić ale chorego, któremu nie można pomóc tak.
Od odejścia Nera minęło ponad 20 lat, a pisząc to, oczy zasłaniają mi łzy.

Pytania....mądry? czy głupi?..dlaczego?

Często zadawane nam pytania zmuszają do refleksji. Wspominałam już o Agusi, która odeszła z powodu choroby serduszka. Przez rok całe popołudnia i noce schodziłam z nią na spacer co dwie godziny. Leki odwadniające które przyjmowała były tego powodem. Gdy w nocy , pilnujący ochroniarz klatki, widział nas kolejny raz.Najpierw tylko patrzył. gdy zorientował się, ze mój dzień zaczyna się o 5 rano, pewnego dnia spytał:: Jak pani daje rade? czy pani śpi?. Moja odpowiedź była krótka daję radę bo chcę i kocham mojego psa. Więcej pytań nie było. Czasem zasypiałam na moment w ciepłym autobusie.. ale dawałam radę.
Gdy ktoś mówi o swoim psie , że jest głupi, to mam ochotę zadać mu pytanie : Ile czasu  spędzasz ze swoim psem? I tu najczęściej zapada cisza. No właśnie, amerykańscy naukowcy zaobserwowali , że pies potrafi zapamiętać tyle słów co 2  letnie dziecko. Poznałam kiedyś 2 letnia dziewczynkę, którą zajmowała się jej 17 letnia siostra i  aż trudno uwierzyć , ze Agatka miała taki zasób  słów , powiedzonek, że szokowała wszystkich dookoła. Gdy mama oddała ją do żłobka,  była traktowana jak  maskotka, była niesamowita. To zasługa jej siostry, mamy które do Agatki ciągle mówiły, przy każdej okazji. Z psami jest podobnie ile czasu z nimi się spędza, tyle one nas rozumieją. Gdy Atos towarzyszył przy domowej kawie np mojej z mamą , słuchał o czym rozmawiamy. Wiem, nie rozumiał każdego słowa ale sens tak. Kiedyś, i  to nie był przypadek, była koszmarna pogoda. Zbliżała się pora naszego spaceru. Wyszłyśmy obie z  mama z Atosem. Nie lubiłam spacerów podczas deszczu. Jak każdy jamnik miał krótkie łapki i po spacerku w brzydką pogodę wracał w koszmarnym stanie:) Tego dnia wychodząc rozmawiałyśmy , że spacer będzie krótki, ale Atos zaczął ciągnąc do parku. Jamniki są uparte, gdy nie słuchał nas powiedziałam wprost do niego : dobrze idziemy do parku ale tylko asfaltem.Takie alejki park miał tylko dwie główne, pozostałe były zwykłe piaszczyste i podczas deszczu pełne kałuż. Minęłyśmy przejście dla pieszych, i Atos podreptał na wyłożoną asfaltem alejkę. Było to tym dziwniejsze, że nasza stała trasa była inna.Znajomi zawsze dziwili się dlaczego ja ciągle coś mówię do swoich psów. W moim domu tak było zawsze , pies był traktowany jak członek rodziny, stąd każdy domownik z nim rozmawiał i tak zostało do dzisiaj:)

Przychodzimy, odchodzimy..

Kilka dni temu odszedł za tęczowy most mój mały psi sąsiad. Zrobiło mi się przykro dlatego muszę tu o nim wspomnieć. Cypis byl małym, czarnym, szorstko- włosym kundelkiem. Piesek już swoje kiedyś przeszedł. Gdy go poznała moja sąsiadka, mieszkał z jakimiś pijakami, został odebrany. Dom który dostał był lepszy ale też nie idealny. Wtedy poznałam Cypisa. Zamieszkał ze starszym schorowanym panem, który przesiadywał na ławce. owszem brał ze sobą psa, ale pies tylko na smyczy i przy tej ławce. Los był dla niego i tak łaskawszy niż w poprzednim domu.. Sąsiad jednak zmarł...rodzina szybciutko przejęła mieszkanie i Cypis stał się nikomu nie potrzebny . Groziła mu ulica lub schronisko. Sąsiadka Cypisa z za ściany , nie mogła pozwolić na tułaczkę psiego sąsiada. Pomimo iż jej mieszkano - to mała kawalerka w której mieszkała z mężem, dwoma psami i kotem, znalazło się u niej miejsce dla Cypisa. Cypis otrzymał serce, pełną miskę,dom i zwierzęce towarzystwo. W nowym domu, pies odżył, chodził bez smyczy grzecznie przy nodze swoich nowych właścicieli, merdał ogonkiem i był szczęśliwy.A ludzie? jak to ludzie. jedni pukali się w głowę , że staruszkowie zwariowali, inni z uznaniem pytali czy może trzeba im jakoś pomóc. Dwa lata temu zmarła starsza Pani, tzw psiarze zamarli.. co będzie dalej? ze zwierzakami? Jej mąż nadal opiekuje się mała gromadką. Gdy poszedł do szpitala, zorganizował dla nich opiekę. Cypis zasnął w przychodni podczas kroplówki. na której był ze swoim Panem. Chodząc ze swoimi suniami, spotykam go już tylko z jednym psem. Perełka cierpi po stracie przyjaciela, ale ma swojego pana.. cóż odchodzimy.. przychodzimy.. nie tylko my -ludzie ale także one.

Mimozami jesień się zaczyna, złotawa, krucha i miła....

Wprawdzie nie kalendarzowa, ale już się ją czuje. Jak w przysłowiu "od Anki zimne wieczory i ranki"..Lubię ten czas i jak widzę moje psy też. W domu wielkie sprzątanie, okna, grube koce, narzuty, posłania psie. Sprawdzam ,smycze karabińczyki, psie kubraczki. Przede mną jeszcze Tuptuś - weterynarz i kontrola przed zimą.
Z suniami to nasza druga wspólna jesień. Znów mnie zaskoczyły. Jakiś czas temu był deszczowy dzień. Przy wyjściu z klatki, stanęły jak zamurowane. Deszcz? to my wracamy do domu:) Tak brzmiały by ich słowa gdyby umiały mówić. Dopiero po moich zapewnieniach, że  spacer będzie krótki, że zostaną wytarte gdy wrócimy.. wyszłyśmy. Ku  mojemu zaskoczeniu po powrocie, nie musiałam przypominać o czekaniu aż je wytrę. Same usiadły i czekały aż wezmę ich szmatkę:). Gdy odeszły kawałek i stwierdziły, że zrobiłam to niedokładnie, wracały do mnie..
Dzięki chłodniejszej pogodzie , sunie śpią  jak zabite, znów bawią się ze sobą. I zauważyłam coś nowego.
Funia nadal nie porusza ogonkiem. Maksi natomiast co jakiś czas sama opuszcza ogonek, zwłaszcza gdy jedziemy windą z kimś kogo ona nie zna. . Już na tyle znam Makunie , że wiem ze to opuszczenie ogonka to nie strach, wiem to z jej miny, ona to robi do towarzystwa Funi. Funia bardzo stresuje się swoim ogonkiem czasem próbuje go podnieść .. ale bez skutku. Na razie u mnie w domu nie używa się słowa ogon. Gdy mała jest nie do zniesienia czasem mówię coś ostrzej do niej, wtedy Maksi robi smutną minę. Gdy pieszczę Funie głaszczę, mówią ciepłym głosem, to Maksi aż promienieje z radości.
Moje psy nie walczą w domu o pozycję dla siebie. Każda jest dla mnie tak samo ważna i kochana. Od kilku dni nawet Funia dzieli się z Maksi swoim fotelem.Gdy pierwszy raz Makusi udało się dostać na fotel , była szczęśliwa. Gdy była sama to tam spędzała prawie każdą chwilę. Funia nie zwala jej z fotela, robi tylko smutna minkę, kładzie przed fotelem i czeka. Wtedy Maksi z merdnięciem ogonka zwalnia jej miejsce.
I jak to nie kochać ich?
O jeszcze jedno .. gdy wychodzimy na spacer, sunie już ubrane w smycze, otwieram drzwi i mimo iż Maksi stoi pierwsza  to czeka aż Funia wyskoczy przed nią na klatkę:) same to ustaliły. Moje mądre, kochane dziewczyny.

niedziela, 18 sierpnia 2013

pies cztery łapy ma, normalny mówią pies, nieprawda coś w nim jest.,........

Moje sunie niby normalne zwykłe kundelki, ale zaskakują swoja mądrością.. Poprzednio opisałam jak wyglądały u mnie porządki przez lata w towarzystwie zwierząt. Dziewczyny jakby instynktownie wyczuły, że jednak wole sprzątać sama. Zmieniały tylko boczki do spania, czasem rozkładając się na pól pokoju. Mieszkano nie jest duże, więc została trudność w omijaniu. Musiałam uważać żeby nic mi nie wyleciało z rąk, lub żeby nie nadepnąć łapki.
Gdy nadchodziła pora spaceru, Funia wymownie głośno ziewała, Makunia szukała czy można się czymś zająć. Brała do mordki cokolwiek do gryzienia i patrzyła na mnie.Gdy wyjmowałam przedmiot z pysia, merdała ogonkiem. To było potwierdzenie , że czas na przerwę i spacer.
Zanim zajęłam się porządkami, zabrałam sunie do weterynarza. Nic wielkiego, korekta pazurków.
Dobrze , że "moi" lekarze są nad wyraz cierpliwi. Jak zwykle poszłyśmy we trzy. Maksi, Funia i ja:)
U Maksi było więcej pazurków, dlatego pierwszą ją wsadziłam na stół. Wyjątkowo się wyrywała, a Funia ze szczekiem biegała wokół stołu próbując do nas wskoczyć. Potem zmiana....gdy Maksi znów stanęła na podłodze, obie szalały z radości, że są całe. Funia , nie dawała się złapać, robiła uniki, a gdy udało się ją przytrzymać, krzyczała zanim lekarz ja dotknął. W przychodni pracuje dwóch lekarzy, obaj sympatyczni i dobrzy fachowcy. Jak mam dwie sunie to każda polubiła innego. Ale naprawdę, żeby tak histeryzować przy pazurkach?
W ubiegłym tygodniu wypatrzyłam nowy smakołyk  psi. Mała suszona rybka, wielkości szprotki, owinięta suszonym mięskiem kurczaka. Wygląda apetycznie. Pani w sklepie włożyła je do torebki, potem ja do swojej torebki podręcznej. Jadąc autobusem, czuje koszmarny zapach obok siebie.......Na szczęście autobus był prawie pusty. Dlaczego? bo ten smrodek był z mojej torby:(
Psiaczki były szczęśliwe gdy dostały śmierdziuszka:) Ja trochę mniej bo cala noc wietrzyłam torebkę.
Gdy pochłonęły smakołyki, tuliły się do mnie jak dwa koty:) Zupełnie jakby chciały powiedzieć : skoro dała nam takie śmierdzące pyszności to chyba nas kocha:) To na razie tyle..

piątek, 16 sierpnia 2013

kochać.. jak to łatwo powiedzieć...

Oj tak, miłość do psa to wielka tolerancja i spokój . Ogromna cierpliwość we wspólnym życiu .
Czy sprzątaliście kiedyś  z "pomocą" psa? Przez chwilę, to może jest śmieszne ale po chwili złości. Jeśli kochacie psa to złość przemienia się w cierpliwość. Trzeba jednak dodać , że sprzątanie przedłuża się, ale cóż jeśli się kocha:)
Kiedy zamiatam mała zmiotką w kuchni, przypominają mi się moje poprzednie zwierzaki.. Jeden z nich w tej samej chwili próbował mnie polizać po twarzy i dokładnie wchodził w kopczyk śmieci. Kot koniecznie musiał przelecieć przez śmieci i to tak zawsze przez 9 lat.
 Gdy sama odnawiałam mieszkanie, jamnik Atos, siedział pod drabiną, na której stałam i szczekał. Schodziłam, zapewniałam, że on jest najważniejszy, odpuszczał , zasypiał. Po krótkim czasie sytuacja powtarzała się. Najgorzej było gdy malowałam przy ścianie :(.Stałam na drabinie, malując zapewniałam , że jest kochanym psem. Atos oczywiście merdał ogonkiem, ale co tam, merdający ogonek ścierał dopiero położoną farbę. Natychmiast schodziłam, myłam ogonek. Liczyłam do 10 i z powrotem do jednego, chwytałam pędzel i i szybko pokrywałam ścianę farbą, zanim moja psina znów coś wymyśli.) Moje obecne psiaczki , też uczestniczą w sprzątaniu. Gdy zdejmuje narzutę do wytrzepania, wskakują na tapczan  i  uderzają łapkami .Niuchają noskami, jakby sprawdzały czy nie robię coś złego. Gdy narzuta uprana wraca na tapczan sunie skaczą i kręcą kółka z radości.
Wiem , wiem sprzątania trwają dłużej przy tak dzielnej pomocy. W moim domu zawsze mówiło się, mój dom to także dom zwierzaka, więc ma prawo do swoich porządków.Każdy z moich zwierzaków jaki był u mnie "meblował" sobie po swojemu. Maksi i Funia wymogły na mnie przestawienie fotela. Nie ukrywam, że nawet mi się podoba ta zmiana, a one są szczęśliwe, bo każda ma ulubione miejsce na podłodze do spania:).
Hm , jeśli w takich chwilach braknie cierpliwości, to nie można mieć psa w domu. Ale owszem, każdy może mieć inne zdanie na ten temat.
 A .. zapomniałam dodać , że gdy porządki dobiegały końca,zwierzaki zasypiały kamiennym snem i nie reagowały na nic. No w końcu kto miał więcej pracy? One  czy ja?

niedziela, 4 sierpnia 2013

strach ma wielkie oczy......

Czy zostawił ktoś kiedyś włączone żelazko, albo garnek na gazie? Jeśli tak to zrozumie moje przerażenie. Wprawdzie tym razem chodziło o coś zupełnie innego, ale sytuacja mogła się źle skończyć.
 Mimo niedzieli, wyszłam na pocztę, kilka pilnych spraw. Chciałam mieć jutro więcej czasu dla zwierzaków.
 Jak zwykle pochowałam wszystko czym mogły by sobie zrobić krzywdę, lub zniszczyć. Od dłuższego czasu już nie mam strat ale nigdy nie wiadomo. Igły, szpilki, trzeba było położyć wyżej.
 Upał koszmarny, ale cieszy mnie, że spokojnie pozałatwiam. Fakt, niedziela rano ma poczcie, nie ma ludzi, super. Wracając postanowiłam wejść do sklepu i kupić coś zimnego wodę albo loda...... i nagle jakiś przebłysk w pamięci. Nie mogę przypomnieć sobie schowania żółwia do terrarium. Poczułam dreszcz na plecach i popędziłam do domu. Czas płynął powoli a moje przerażenie rosło. Żółw na podłodze i moje dwie sunie.poczułam się koszmarnie Szybko wysiadłam z windy, podchodzę do drzwi, ale cisza nie słychać nic. Otwieram i.. spokojnie idą w moim kierunku obie sunie,a za nimi powoli idzie żółw.
 Musiałam głupio wyglądać, wyczuły moje zdenerwowanie.. W ich oczach było pytanie co ci się stało?
wyklepałam  psiaki, żółwia pogłaskałam . Moja ferajna spisała się pięknie: Jestem z nich dumna.

sobota, 3 sierpnia 2013

autobus, czerwony, przez ulice....

Tym razem obserwacje..Pasażerowie autobusów, różnie  spędzają czas podczas podróży. Jedni " chowają" wzrok w książkach, drudzy obserwują miasto przez okno. Należę do tych drugich. Gdy jadę tą sama trasą, spotykam na ulicy czasem te same osoby.Obrazki są czas naprawdę wzruszające. Często widzę starszego pana z laską, któremu towarzyszy pies staruszek. Pewnie dużo przeżyli łączy ich coś wielkiego. Gdy staje pan, jego pies odwraca łepek i patrzy z troską , na swojego właściciela.. Gdy zatrzymuje się pies, pan odwraca się i sprawdza czy wszystko w porządku.
Czy wiecie, że jest dorożka którą jeździ pies? A jest.
Wygląda to zaskakująco. Najpierw zauważyłam konia, potem zamiast tradycyjnie ubranego dorożkarza, na koźle siedząca młoda kobieta. Ubrana dość nietypowo,  w czarny, skórzany kombinezon. Autobus jechał dość wolno, więc udało się zauważyć kto jej "pomagał".Aż trudno uwierzyć, na koźle obok niej siedział mały kundelek, był chyba nawet przypięty pasami by nie spadł.. Co chwilę jej ręka podawała mu jakieś kąski do zjedzenia.