wtorek, 26 listopada 2019

Kochana Maksi

Za nami kilka zastrzyków, leki.  Dzisiaj zaniosłam mocz do analizy. Jutro będą wyniki.
Nasz ranek wyglądał dość ekstremalnie. Dlaczego?
Prowadzić dwa psy na smyczy i od jednego zbierać mocz do analizy, dodatkowo przelać go do specjalnego naczynka i nie ubrudzić się. Nie macie pojęcia jakie to trudne, pól nocy nie spałam czy się uda.
UDAŁO się. Teraz najważniejsze: wynik . Kolejna noc nie przespana.
Maksi choruje, natomiast Funia wariuje, ona przeżywa to po swojemu. Jest przerażona i nie radzi sobie z tym.
Muszę udawać twardą jak skała, bo mój nastrój one wyczuwają.
Będę ratować każdą z nich. kocham je bardzo.

sobota, 23 listopada 2019

Dzisiaj serce mi krwawi

Maksi jest chora. Od kiedy mam adoptowane sunie, są sterylizowane. Gdyby nie to być może straciłabym Makusię:(
W dzień wizyta u naszej pani Doktor. Prawie dwie godziny ratowała moja sunię. Gdyby nie to, że teraz nie pracuję i dużo spędzam z nimi czasu, pewnie bym nie zauważyła żadnych objawów.
Jak mówi  popularne powiedzenie: nie ma tego złego.
Nie widać było żadnych objawów. Okazywała radość jak zwykle, apetyt był, wszystko było normalne.
Dopiero gdy zobaczyłam na narzucie brudny ślad po tym jak usiadła, zaczęłam drążyć temat. Wczoraj wprowadziłam w błąd panią weterynarz. Posprawdzała to co sugerowałam, diagnoza mi ulżyła.  Było wszystko w porządku. Dzisiaj od rana znów mnie coś zaniepokoiło. Szybciutko do przychodni. Okazało się ,że sunia cierpiała a ja nie miałam o tym pojęcia. Gdy po zabiegu można ja było postawić Maksi merdała jak szalona ogonkiem. Poczuła ulgę.
Do domu dostałam leki i instrukcję co i w jakiej kolejności zrobić.
Przed chwilą podałam lekarstwa. Udało się. Teraz nie mogę opanować łez. Trzymajcie kciuki.
 Musi być dobrze.

czwartek, 14 listopada 2019

Nie umiem im tego wytłumaczyć

Może ktoś czytając to powie, że wyszukuje problemy. To nie tak. Kilka lat zabrało nam aby sunie zaufały innym ludziom poza mną. Udało się. Mają swoich ulubionych sąsiadów na widok których bardzo się cieszą, Maksi nawet śpiewa.
Niestety życie jest brutalne. Dzisiaj jedna z  sąsiadek która ciągle mówi jak to ona je lubi i jak one o tym wiedzą spowodowała sytuację na którą już nigdy nie pozwolę.
 Kobieta mieszka wyżej od nas. Gdy winda zjechała na nasze piętro okazało się, że Ona tam jest.
 Sunie radośnie weszły do windy. Funia jak zwykle zaczęła szczekać. Mała jak kogoś lubi to potrafi do niego poszczekać , tak wyraża swoją radość.
Dzisiaj sąsiadka źle się czuła. Co chwilę powtarzała ,że pękną jej uszy od tego wrzasku. Na parterze gdyby mogła to by nas wypchnęła z windy bo zbyt głośno.
Szybko wychodziłyśmy z klatki schodowej za nami kobieta krzyczała: zwariować można.
Sunie nie zachowały się inaczej niż zwykle. Czułam, zenie rozumieją sytuacji i powodu czemu ta pani która je lubi teraz  była niemiła.
Cóż mogłam tylko je poklepać i powiedzieć jak bardzo je kocham.

wtorek, 12 listopada 2019

Nie chce takich obchodów

11 listopada to piękne święto. od kilku lat towarzyszą temu różne pochody ale najgorsze są petardy. W tym roku był koszmar. Odgłosy tak silne, że miałam wrażenie, że mój blok się trzęsie.
Najbardziej żal mi było zwierzaków. Gdybym mogła przypuszczać że to będzie trwało przez cały dzień , dziewczyny dostałyby tabletki. Pozamykałam w domu okna puściłam muzykę i chodziłam pomiędzy nimi. Funia wciśnięta w materacyk w łazience, Makusia przytulona do mnie prosząca o pieszczoty.
Udawałam, że wszystko jest w porządku ale tak naprawdę bałam się o "efekty" tego dnia.
 Dzisiaj wiem - jest ok. Jednak one miały mnie a psy w schroniskach? czy przywiązane do bud? Biedne bez wsparcia.
Czy naprawdę świętować nie można inaczej? Kiedyś były 24 salwy armatnie i super, trwało to dość krótko, było uroczyście. Dla porównania w tym roku, to chwile petarda a na koniec pokaz sztucznych ogni. Czy to naprawdę było potrzebne ? Tym bardziej ze niedaleko jest ogród Zoologiczny. Tam też są zwierzęta które się boją. Minęła prawie doba a na mieście nie spotkałam żądnego ptaka.

środa, 6 listopada 2019

Ale wyczucie

Funia, mała sunia której zawsze wszędzie pełno. Chodząc po mieszkaniu trzeba bardzo uważać aby nie nadepnąć na łapkę. Jak pies i człowiek zgrają się to udaje się bezinwazyjne życie.
Kilka dni temu, zbliżała się pora obiadu, Maksi  czekała na posiłek jak dama, w pozycji leżącej i  skrzyżowane łapki. Funia  to zupełnie inna bajka, o określonej godzinie biegała po mieszkaniu i mobilizowała mnie do szykowania misek. Gdy wstałam w kierunku kuchni, pośpieszana co chwilę, Funia zeskakując z tapczanu wsunęła mi łapkę do mojego klapka. Na szczęście szybki refleks  suni uratował jej łapkę od zmiażdżenia przez moją pietę a mnie przed upadkiem na podłogę .Tak naprawdę wolałabym się przewrócić niż zrobić krzywdę małej.

poniedziałek, 4 listopada 2019

Czy to się kiedyś zmieni?

Mamy XXI wiek lecz mentalność niektórych  została w średniowieczu. Specjalnie pominęłam słowo: ludzie, gdyż trudno nazwać tych którzy nie szczędzą zwierzętom bólu, cierpienia, głodu.
Co powiedzieć gdy jadący na interwencje ludzie widzą i ratują 3 kg suczkę roczną przywiązaną łańcuchem do kilku zbitych desek? Innym razem trafiają na małego yorka na łańcuchu pilnującego posesji. Czytając o tym i widząc fotki nie ma słów.
Czasem im bogatsza posesja to za nią przy budzie umiera pies.
Ten post to nie jest jakaś moja schiza lecz relacje wspaniałych ludzi, którzy widząc to reagują.