czwartek, 30 maja 2013

Poranne budzenie:)

Jeśli kochasz psy, to trzeba się nastawiać na poranne wstawanie. Chociaż niekoniecznie:) Mój jamnik Atos, był wyjątkowym śpiochem. Na pierwszy spacer mógłby wychodzić w południe. Ulubiona pozycja podczas spania - to miejsce pod kołdrą , spod której wystają tylko tylko tylne łapki i ogonek. Wołany nawet mocno śpiąc merdała ogonkiem i ani myślał aby wyjść spod kołderki.  Nie można mu było  na to pozwolić, więc  śpiącego ubierało się w obrożę, brało na rękę i wyruszało na spacer. Jadąc windą spał wtulony,w naszą szyję.
Pekinka Perełka, z nią było jeszcze inaczej. Była jedynym moim psem który warczał jak miał iść na spacer.  Gdy próbowało się ja na siłę założyć szelki , gotowa była ugryźć, więc rodzina opanowała inne sposoby ).  Jeden z członków rodziny czekał schowany ze smyczą, gotową do założenia, ktoś drugi cichutko otwierał wejściowe drzwi i naciskał dzwonek, że niby ktoś do nas idzie. Sunia wylatywała ze szczekaniem, witając nowego gościa  i już wtedy zakładało się smycz. Chociaż czasem gdy wykryła podstęp, chowała się pod krzesłem..Nigdy nie odmawiała spaceru, gdy pretekstem był smakołyk. Wtedy gdy żyła Perełka, nie było u nas smakołyków dla psów, więc moja sunia wcinała krówki milanowskie.
Kolejne moje pieski Aga, Maksi i Funia nie protestowały, gdy przychodziła pora spacerku.
Najciekawiej rankiem reaguje Funia. Czeka aż otworzę oczy, i natychmiast z piskiem leci do drzwi, a ja ubieram się w tempie strażaka. Gdy jest wolny dzień i mam ochotę pospać troszkę np do 6 rano, Funia czatuje aż się obudzę. Gdy uważa, że śpię zbyt długo a jest już 5.10 rano . Siada na poduszce , na tej samej na której śpię. Ale najważniejsze, ze siada na wysokości mojego ucha i przeciągle ziewa. Ziewanie jest tak głośne , że aż bolą uszy. Ziewa aż otworze oczy i powiem: no to wstajemy, szczęśliwa leci w kierunku drzwi.
 Więc mając psa w domu, można trafić różnie. Z doświadczenia wiem, że wole mimo wszystko ranne ptaszki).to mniej złości niż psiak który nie chce wyjść mimo iż już jest jego pora.
Ale jest jedno ale czy piesek jest śpiochem czy rannym ptaszkiem, żyjąc razem obok siebie, tak go kochacie, że złość mija bezpowrotnie.
Często gdy  leje deszcz, mijający ludzie współczują mi , że muszę wtedy wyjść. Dziwne ale nie czuję się wtedy źle  ani nie jestem zła iż mimo takiej pogody jest spacer. Trzeba się dobrze ubrać i już:)
Miłego dzionka. Następnym razem opowiem o Filipie:)

niedziela, 26 maja 2013

Lilka

To niesamowite uczucie stać dość blisko prawie 4 tonowego kolosa. Dzieliła nas jedynie metrowa odległość od jej wyciągnięcia trąby. Lilka była psotnicą, nie było dnia, żeby komuś czegoś nie zabrała. Wyrywała plecaki, zdejmowała czapki. Potrafiła nawet grzebać po kieszeniach.. Rzeczy trzeba było spisać na stratę. Przy pomocy wiedzy pracowników cyrku moje grupy ominęły takie niespodzianki. Zawsze dla Lilki mieliśmy mały poczęstunek::jabłka, marchewki..
Pakując się w domu mogłam wszystko zapomnieć ale nie o kęskach dla niej.
Ale  cóż jestem tylko człowiekiem i raz zdarzyło się, że ani dzieci, ani ja nie mieliśmy nic .Słonica była zwyczajnie rozczarowana. Zamykała przed nami trąbą drzwiczki, nie chciała się pokazać. Przykra sytuacja.
Znalazł się jednak sposób.Jedna z mam miała ptasie mleczko. Wiem, wiem to nie jest dla zwierząt , dla słoni tym bardziej. Uznałam jednak, że przy tak wielkiej masie, Lilce nie zaszkodzi.. Najczęściej smakołykami częstowały ją dzieci, chyba, że nikt nie miał odwagi, wtedy robiłam to sama.. Podanie ptasiego mleczka było nie lada wyzwaniem również dla mnie. Bałam się, ale co tam ( przestrzegałam zasad bezpieczeństwa ).
 Wyciągnęłam rękę z otwartą dłonią, na której leżała kosteczka ptasiego mleczka. Lilka wyciągnęła trąbę w naszym kierunku, powąchała i delikatnie musnęła mnie zabierając słodkość. Na mojej dłoni został obśliniony ślad. Lilka zrozumiała , ze mamy tylko to i już nie prosiła o więcej lecz też nie chowała się za drzwiczkami.
Nie macie pojęcia z jaką pasją tam jeździłam. Raz ją zawiodłam. Byłam przeziębiona, przed wyjściem wypiłam łyżeczkę amolu, natarłam się amolem, aby tylko dać rade i pojechać. Lilka jak podeszliśmy, obwąchała mnie trąbą i z hukiem zamknęła drzwi. Amol jest na alkoholu o czym zupełnie zapomniałam. Lilka mi tego nie wybaczyła.
Minął dość długi czas aż pojechałam znowu do Julinka. Zanim dzieci wygrzebały się z autokaru, wymknęłam się do Lilki. Z radością  stanęłam przed słoniem i szok. Słoń nawet nie drgnął. Mówię do pracownika: to nie jest Lilka, zdziwiło go to,że zauważyłam Fakt to nie była Lilka skąd wiedziałam? Tylko Lilka umiała tak odbierać z dłoni.
Nastąpiła reorganizacja cyrku, powstały cyrki prywatne. Próbowałam ustalić dalsze losy Lilki.
Kilka lat temu robiąc zakupy zobaczyłam kilku mężczyzn wysiadających z samochodu w ubraniach technicznych pracowników cyrku. Rozdawali ulotki o najbliższych przedstawieniach.. Nie mogłam przepuścić takiej okazji. Okazało się, że Lilkę oddano do warszawskiego Z00. Niedługo jednak odeszła, czy też za Tęczowy Most?. "starych drzew się nie przesadza" widać dotyczy to nie tylko ludzi.
Wiadomość, że Lilka odeszła wywołała łzy. Zrozumiałam, że była mi bliska tak jak psiaki z którymi jestem.

sobota, 25 maja 2013

Drażliwy temat

Wiem, ze poruszając ten temat, wkładam tzw "kij w mrowisko"
Zanim ktoś czytający się wkurzy i zamknie post, niech pierw odpowie sobie na kilka pytań:
1. Czy zwierzę , które cierpi bawi się?
2.Czy obserwując sytuacje przez kilka miesięcy po kilka godzin, od "kuchni", można mieć racje?

Drażliwy temat to zwierzęta w cyrku. Wiele lat temu pokochałam słonicę Lilkę. Lilka była leciwą afrykańską słonicą
Co robiłam w cyrku?
Będę bezstronna. Nigdy nie miałam rodziny ani znajomych w cyrku. Jako dziecko jakoś nie przepadałam za cyrkiem ani ogrodami zoologicznymi.
Tak potoczyło mi się życie, że jeździłam z wycieczkami z dziećmi do bazy cyrkowej w Julinku. Kiedy jechałam pierwszy raz, to był wypad bez dzieci. Pojechało kilka dorosłych osób  żeby porozmawiać z treserami. Potem jeździliśmy tam z dziećmi. Gdyby to była jedna wizyta, nie pisałabym tego postu, ale ja tam byłam kilkadziesiąt razy. Początkowo byłam sceptycznie nastawiona do tematu, stąd mój krytycyzm  i obserwacja były wyostrzone.Jesień , zimę i wczesną wiosnę cyrk spędzał w swojej bazie. To był czas odpoczynku i wytężonej pracy, szykowano nowy program.
Pamiętam rozmowę z treserem słoni. Stwierdził, że takiego kolosa nie można do niczego zmusić siłą. Słoń musi ufać treserowi. Jeżeli ktoś go skrzywdzi,  słoń sam wymierzy sprawiedliwość.Treser z którym rozmawialiśmy , był jedynym który wykonywał bardzo trudny numer , polegający na podłożeniu słoniowi twarzy pod jedną z nóg. Ten człowiek nie musiał nas przekonywać, że nie krzywdzi słonia. Gdyby było inaczej, wystarczyłaby chwila i słoń stawia nogę na jego twarzy i  i bez kończenia zdania wiadomo co działoby się potem.
Kiedyś spacerując po Julinku z dzieciakami, słyszymy ryk kilu słoni. Robi to niesamowite wrażenie, aż ciarki czuje się na plecach. Pytam pracownika, co się dzieję. i słyszę ze musiała na teren przyjechać ich obecna treserka. Trudno mi było uwierzyć, ale faktycznie, minęło kilka chwil, do stajni wchodzi treserka i wita słonie, poklepując je po bokach. Czy gdyby te słonie były źle przez nią traktowane , tak cieszyły by się z jej przyjazdu?
Podobne było zachowanie fok.( gdy jeden z trenerów jedzie do domu drugi zostaje z nimi.) Gdy ten nieobecny wyjeżdża z domu , one już są poruszone i cieszą się.
 O Lilce napiszę następnym razem:)

wtorek, 21 maja 2013

A to się właśnie tak zaczęło...

Wyobraźmy sobie małą,  pulchną dziewczynkę spacerującą ze swoja mamą. Jest tak mała, że nie umie powiedzieć słowa dzień dobry, zamiast tego mówi dyg ( babcia uczyła ją, że dziewczynka witając się powinna dygnąć nóżką:) Była tak mała, że nie umiała jeszcze dygać, więc kucała mówiąc dyg :)
 Tak witała nie tylko ludzi lecz też psy. Nieważne czy pies był mały, czy duży, stawała przed nim mówiąc dyg i kucała. Nietrudno się domyśleć , ze to ja byłam tą dziewczynką:) Jak większość dzieci chciałam psa.  Gdy chodziłam do przedszkola w naszym domu pojawił się pierwszy pies. Pies był dla całej rodziny, wprawdzie chciał go bardzo tata, pozostali domownicy znacznie mniej.
Mała sunieczka - pekinćzyk, ogromna rozrabiaka, podbiła jednak szybko serca wszystkich w domu. Została ukochanym członkiem rodziny .Dlaczego wspominam o tym właśnie dzisiaj? Dzisiaj mój tata miałby urodziny. To po Nim odziedziczyłam miłość do psów i nie tylko do nich. Perełka- takie imię wybrałam, była w moim życiu przez 14 lat. Szkoła podstawowa, średnia,ona cały czas była ze mną, z nami.
Minęło tyle lat, lecz zawsze gdy jest czas matur wracają wspomnienia o niej. Tydzień przed egzaminem maturalnym, moja ukochana sunia musiała zostać uśpiona,rak. Płakał cały dom, lecz dla mnie, z którą była przez  moje dzieciństwo , okres dojrzewania. - to było chyba najtrudniejsze.
 Sunia kochała inaczej każdego członka rodziny.Gdy ktoś ucinał sobie poobiednią drzemkę, nie pozwalała aby przeszkadzać tej osobie. Gdy ktoś chory leżał w łóżku, nie wolno było nawet dotykać jego kapci leżących przed łóżkiem. Jej ulubione miejsce spania to wózek mojej lalki, wyrzucała lalki i sama tam wchodziła.Podczas mojej nieobecności - wakacje- pilnowała moich zabawek.
Tak zaczęła się moja miłość do zwierząt.

poniedziałek, 20 maja 2013

Za co kochamy psy, koty i inne zwierzaki

Pies, to więcej niż tylko cztery łapki, ogonek, to ogromne serce i pełne miłości oczy. Pies to przyjaciel, bez fałszu, obłudy, bez udawania, że jest inny niż jest.
Pies kocha mimo wszystko, kocha za nic. Kocha gdy mamy dobry albo zły dzień. Nie ma znaczenia czy powodzi nam się dobrze czy nie Jest z nami w chwili szczęścia i  smutku.
Gdy wspominam moje psy, głównie te które miałam, (obecne dopiero poznaję) analizuje ich zachowanie nasuwają mi się pewne wnioski. Psy maja jakiś 6 zmysł, potrafią wyczuć intencje ludzi. Moje poprzednie dwa psy, nie lubiły kilka osób. Po wielu latach, gdy psy odeszły na T M, okazało się iż osoby których one nie akceptowały, pokazały swoja prawdziwą twarz jakże inna od tej która znałam. Dziwne ale one miały racje, wyczuwały fałsz.
Moja Funia (obecna sunia) pokazała od pierwszej chwili, że mi ufa..Nie mogłam jej złapać to fakt. Łapał ją eco patrol. Pojechałam po nią do schroniska , gdy ktokolwiek próbował ją dotknąć,  krzyczała ze strachu. To był przeraźliwy krzyk. Gdy ukucnęłam przed nią i ku zdumieniu pracowników sunia była cichutko, nawet polizała mnie po ręku. Gdy błąkała się mogłam ja głąskać , ale złapać się nie dała, mówiłam jej , że zamieszka
 ze mną. W schronisku też jej powiedziałam ze ją zabieram do domku. U mnie w domu nigdy nie krzyczała ze strachu, jeśli coś ją zaniepokoiło popiskiwała jak myszka. Mała mi zaufała.
Właściwie obie mi zaufały. Mam teraz dwa kochane skarby, które już śpią.
W życiu spotkałam wiele ciekawych psów i innych zwierząt. Opowiem o nich .

niedziela, 19 maja 2013

cd wiadomości z Tęczowego Mostu

Gdy odeszła Aga, adoptowałam Maksi.. Kilka miesięcy później pojawiła się u mnie Funia.
W dniu gdy Funia jechała do mnie do domu, odchodziła po 12 latach bokserka mojej koleżanki Zuzia.
Przeżyłam odejście  Zuzi w końcu znałam ja od małego.
Minęło kilka miesięcy i znów przyśnił mi się Atos , tym razem z Zuzia, a obok nich szedł jakiś pies merdający ogonem, trochę podobny do maksi ale jakby inny. We śnie Zuzia polizała mnie na powitanie językiem, aż się obudziłam. Byłam wystraszona, czyżby Atos zawiadamiał mnie o chorobie którejś z moich sunieczek.
Obejrzałam sunie , obserwowałam kilka dni ale nic się nie działo. Napisałam maila do koleżanki ,że śniła mi się Zuzia. W odpowiedzi dostałam informacje ,że właśnie odszedł pies naszego kolegi. Gdy się zastanowiłam, to pies który we śnie towarzyszył Atosowi i Zuzi to był Baks. Faktycznie podobny do Maksi tyle , ze większy.
Te  psy machały ogonami były szczęśliwe. Atos i Zuzia odeszły po cierpieniach, nie wiem jak Baks bo nadal kolega milczy.
O moich snach napisałam gdyż są osoby,  które wątpią w Tęczowy Most.

Wiadomości zTęczowego Mostu

Zabrzmi to nieprawdopodobnie ale to jest fakt.  Przez 14 lat miałam jamnika w domu. Atos, wrażliwy i delikatny , mądry pies , i jak to każdy jamnik z charakterem.
Psiątko od pierwszej nocy spało ze mną, kochało przytulanki i lizanie:) To był pierwszy pies który odszedł prawie na moich rękach. Wtedy jeszcze nie wiedziałam , ze istnieje Tęczowy Most. Nie mam działki więc jak odszedł został w przychodni. Wróciłam pieszo do domu, idąc przez pól miasta. W domu zapaliłam kadzidełko i obiecałam , ze nigdy go nie zapomnę , podobnie jak poprzednich zwierzaków. To był czwartek.
Po południu stwierdziłyśmy z mama, ze w niedziele pojadę do schroniska po kolejnego pieska. Nigdy nie byłam w takim miejscu, jak wybrać jednego, gdy jest tam tyle nieszczęść. Pomyślałam wtedy ze Atos, który gdzieś tam jest pomoże mi. Wybrałam mała sunie , Aga -tak dostała na imię.


To jest Aga.Mała wyrzucona z samochodu szczenna sunia, bojąca się wszystkiego. Byłyśmy razem 12 lat.
Cztery lata zajęło mi jej wyciszanie. Bała się wszystkiego , gdy zmieniałam mydło do rąk podchodziła do mnie z  rezerwą. Jestem dość niecierpliwą osoba, a wtedy aż sama byłam zaskoczona bo nic mnie nie złościło u Aguni. Kochałam ja bardzo i chyba z wzajemnością, słuchała nawet mojej ulubionej muzyki.
Dlaczego wspomniałam najpierw o Atosie?. Atos był jedynym zwierzakiem który śnił mi się. Najdziwniejsze było to, ze pojawiał się w moich snach, ale tylko w wyjątkowych sytuacjach. Gdy Aga źle się czuła,śnił mi się Atos. tak było przez 12 lat. Po kolejnym takim śnie bardziej przygłądalm się suni okazywało
 się, ze złapała ja infekcja. Przez ostatni rok Aga chorowała na serce, gdy pewnego dnia przyśnili mi się oboje tzn Atos i Aga. Rano wiedziałam już , że Atos przyszedł po nią:(. Kilka dni później stan Agi pogorszył się tak, że już nic nie można było zrobić. Wspólnie z lekarzem podjęliśmy tą najtrudniejszą decyzje.


strach

Pieski adoptowane początkowo boja się, że ktoś je odda. Tak miały obie.
Maksi początkowo bała się każdej osoby która mnie odwiedziła w domu. Dopiero po zapewnieniu, ze ta osoba przyszła do mnie a nie po nią, uspokajało moje słoneczko.
 Funia też się bała tego. Tydzień temu przywieziono mi worek karmy, który zamówiłam. Kurier zadzwonił tuż po naszym powrocie ze spacerku. Maksi zdjęłam szelki, a Funia została w smyczy, uznałam że jak będzie lepiej gdyby chciała się wymknąć na klatkę między nogami, to łatwiej ją zatrzymam. Nie miałam pojęcia ,że Funię to aż tak przestraszy..Przysunęła się bliżej do Maksi i zaczęła ją lizać po pyszczku jakby prosiła o wsparcie.
W majowy weekend obie wysunęły mi się na klatkę, szczekając. Oczywiście miały powód. u jednej z sąsiadek,  nocowała rodzina z psem.. Ich pościg po piętrze klatki, był spowodowany chęcią znalezienia nowego lokatora. Gdy ustaliły z którego mieszkania szczekał, usiadły na wycieraczce przed drzwiami mieszkania i Maksi radośnie merdała ogonkiem. Zabrałam je do domu , skarciłam,ale w  środku śmiałam się , bo wyglądało to bardzo komicznie.
Oj te psiaki:)

pierwsza wspólna wiosna

Wiem powinnam być bardziej systematyczna pisząc blog, lecz najważniejsze są moje sunie dopiero potem mogę tu usiaść.
Obiecałam pokazać Funię. Fotka kiepska wiem, lecz mała boi się robienia zdjęć. Mała delikatna wrażliwa kundelka. w maju minie pól roku jak jest z nami. Zmieniła się przez ten czas.Śpi ze swoimi ukochanymi zabawkami, zaczyna się przytulać.Ale ja czekam aż mi zaufa na 100% tak jak ufa mi Maksi.
Jak sąsiedzi zaczęli nas widywać we trójkę, pytali czyj to pies - Funia. Raz wspomniałam, ze błąkała się koło mnie, wiec ją zabrałam., usłyszałam wtedy :" takie zawsze znajdą frajera" Zatkało mnie, wściekłam się, ale nie czuje się frajerem ani przez chwilę. Jestem szczęśliwa , ze mała sunia krzycząca ze strachu zaufała mi i razem już jesteśmy równe pól roku.
Obie sunie są szczęśliwe , żólw tez a ja razem z nimi. Kocham całą moja gromadkę. Widząc błysk szczęścia w oczach moich suniek- nic mi więcej nie trzeba. Owszem bałam się adopcji drugiego psa, ale trzeba próbować. Jak pierwszy raz zobaczyłam Maksi , stwierdziłam, ze jest większa niż chciałam. PO chwili namysłu stwierdziłam, cóż te 10 cm więcej ma pozbawić ją domu i miłości?.Gdy podano mi Maksie na ręce , stwierdziłam odwagi i podjęłam decyzję, ze będzie moja. Nie żałuje ani chwili, swojej decyzji - to kochana sunia.
Obie już potrafią się zorientować ze weekendy są dla nich. Czasem jednak wtedy też trzeba coś załatwić . W oczach pojawia się rozczarowanie:( .jak jestem w domu mogę zajmować się czym chce, ale gdy nagle muszę wyjść chociaż na chwile pojawia się żal. jak dobrze ze ich mam.