sobota, 29 czerwca 2013

nie ma jak spacer z psem:)

Tym razem to słowa piosenki..Warto przeczytać wysłuchać ją. Piosenka dla Figi autorstwa Andrzeja Sikorowskiego. Piękne i mądre słowa.
Niedziela, raniutko, świeci słonko. Noga trochę boli lecz na tyle , że idziemy do najbliższego parku.
Jest cudnie, pachną lipy, posadzona na klombie lawenda i obok mnie szczęśliwe psy ze spaceru. Byłyśmy godzinę. Najlepsza pora na naukę. Nie spuszczam ich lecz uczymy się jak mijać pieski, powtarzamy znane już polecenia.W parku byłyśmy same, czasem pojawiał się jakiś pies, lecz na tyle rzadko, że sunie uczyły się:) Obie spisały się na 6 . Maksi już wiele razy tam była przez rok czasu, Funia mniej.
Po dzisiejszym spacerku jestem pełna nadziei , ze Funia stanie się "normalnym psem" tak jak Maksi
Funia ma opanowane kolejne określenie :" nie  z tej strony" to wygodne gdy smycz zaplącze się za drzewem lub za mną.
Po spacerku śniadanko i relaks,  miłego dnia

gdyby głupota potrafiła....

"Gdyby głupota potrafiła latać niektórzy fruwaliby jak gołębie" To nie moje słowa lecz z serialu sprzed wielu lat. I co z tego? skoro i tak aktualne dość często. Tym razem powiedzenie pasuje do wczorajszej sytuacji.
Byłyśmy na ostatnim spacerku z suniami. Pogoda ładna, mało psów i w zasadzie spacer można było nazwać udanym. Jest jednak małe ale ....czyjaś głupota. Weszłam jak zwykle na trawnik, żeby sprzątnąć po moich pupilkach. Nagle poczułam , że coś wbija mi się w stopę. Kamyk? takie było pierwsze skojarzenie, wytrząsnęłam but, lecz nic nie wypadło. Ponownie postawiłam go  na ziemi, ale znów czułam kłucie.
Trzymając dwa psy na smyczy, to mało komfortowa pozycja:).W  podeszwę  mojego klapka wbiła się utłuczona szyjka  od butelki. Końce szyjki przebiły gruby spód buta i  skaleczyło mi stopę.
Miałam wtedy głupie odczucia, czułam ból połączony z radością. Głupie? Cieszyć w takiej chwili?
Dokładnie napisałam co poczułam- :radość . Wolałam , ze to wbiło się w moją nogę a nie w psią łapkę ( i to nie ważne mojego czy innego psa:). Wiem, wiem nie należy gdybać , ale to wyjątkowa sytuacja. Dzieci też czasem wchodzą na trawę.Aż boje się pomyśleć co by było.......
Kuśtykając na jednej nodze, odniosłam szklanego "zamachowca" do kosza na śmieci.
 W domu okazało się, że trafiło na małe naczynko, wyleciało sporo krwi lecz  w nocy było już ok.

upał:(

Za oknem, żar. Psiaki nie mogą znaleźć sobie miejsca. Wybierają twarde miejsca czyli podłogę. Mimo upału nie daje im spać na terakocie w łazience, to powoduje reumatyzm. Jedyna zaleta upału to  fakt , że mój jedyny fotel jest pusty:) Jak już nadrobię zaległości tygodnia, będę mogła usiąść w nim z książką. Co w tym nadzwyczajnego? A owszem, to rzadkość , że fotel stoi pusty, moje sunie na zmianę okupują fotel. Gdy zauważę,  ze jest pusty i usiądę, zwalają mnie trącając nosem.
Upał źle wpływał na moje sunie, był ciężki kontakt z nimi. Nareszcie jest czym oddychać.  Mam chwilę, więc nadrobię zaległości.
Piesek po przeżyciach jest jak kartka pełna złych wspomnień, skojarzeń. Adopcja to początkowo praca i jeszcze raz praca ze swoim zwierzakiem. Obserwacja i nauka to jakby wypełnianie drugiej strony tej kartki życia. Maksi  musiała się nauczyć , że człowiek pieści swoje pieski, głaszcze , przytula, drapie za uszkiem. Tego nie znała. Musiał minąć rok aby nabrała przekonania , że to jest miłe. I zaczyna lubić pieszczoty, co mnie bardzo cieszy. Jest kochana. podczas burzy nocnej, przysuwa się do mnie przez sen i po głębokim oddechu zasypia dalej:)
 Funia jest krócej z nami i dopiero uczy się przytulać, bawić zabawkami. Dzisiaj zauważyłam coś dziwnego .Jej kikutek ogonka unosi się coraz wyżej a tym samym kitka zaczyna się unosić coraz wyżej. Czyżby wiszący ogonek to część jej zwichrzonej psychiki?
Cóż czas pokaże .Jednak ciągle jej mówię , że taką ja też kocham.
Obie moje  sunie  dużo rozumieją.. Maksi reaguje na słowa : adopcja, stowarzyszenie i na imię jednej z wolontariuszek. Gdy w rozmowie słyszy te słowa ,widać po niej , że wie o kim mówię. słowo adopcja kojarzy się jej z oddaniem ze zmianą, tak sądzę bo paraliżuje ja wtedy strach. Zaraz jej wyjaśniam, że nie o nią chodzi i widać jak napięcie mięśni mija:).
Funia reaguje na słowa : szukaj ,wróć zaczekaj. Obie szybko się uczą. Na słowo proszę,  pięknie wchodzą do windy i na klatkę schodową:)
Aga o której tu pisałam bała się słów: kojec, schronisko. Trwało to kilka lat zanim przestała na to reagować.
Lubie ten czas, wieczór, sobota, małe towarzystwo śpi, jedno na swoim legowisku, drugie na fotelu,trzecie pod drugim legowiskiem psim:) Cichutko gra radio.
Powoli mogę wprowadzać zapachy do domu. Początkowo sunie bardzo kichały czując zapachy, nie były do tego przyzwyczajone,.Teraz mamy to już za sobą.
Dobranoc, idę jeszcze pogłaskać wszystkich na dobranoc:)


niedziela, 16 czerwca 2013

Bąbel

Bąbel, piękny pies, łagodny, młody, przyjazny. Czy te oczy mogą kłamać? Czy znajdzie się człowiek, który go przekona , że nie każdy jest zły? Ile on by dał aby  mieć swój dom, osobę która go przytuli i będzie dbać o niego. W jego krótkim życiu było źle wiele razy, teraz już powinno być tylko dobrze .
 Fakt, w chwili obecnej ma dach, jedzenie, ale nie ma własnego domku.

dom

Dom? To nie tylko cztery ściany , podłoga i sufit. To ludzie , zwierzęta, kwiaty czy to co jest w środku. To atmosfera, pełna ciepła i zrozumienia. Dom w którym zwierzę jest członkiem rodziny. Lubie, gdy wracam z zakupami, a sunie wtykają noski do siatek. Funia wącha z ciekawości, natomiast Maksi szuka truskawek. To mój pierwszy piesek który kocha truskawki.,  pomidory, banany,jabłka, co jeszcze? to czas pokaże.
Obie moje dziewczyny lubią ze mną robić porządki. Ja może mniej bo wtedy trwa to o wiele dłużej:) Ale co tam , one są u siebie.
Siedzę przed komputerem, w kuchni  gotuje się obiad, pranie zrobione, gra radio. Nie mogę wtedy przestać myśleć o psach , kotach , które szukają domów. A tak naprawdę dom bez psa , czy kota to nie jest pełny dom. To jest Bąbel, piękny,prawda? Może tu ktoś się nim zauroczy:)

niedziela, 9 czerwca 2013

pies i zakupy

Tym razem napiszę o psie, którego znam tylko z rodzinnych opowiadań. Kiedy to się działo mnie jeszcze nie było na świecie. Jeden z moich wujków mieszkał samotnie w małym domku na skraju wsi. No może nie całkiem samotnie, razem z dużym psem. Nie był to pies łańcuchowy, lecz dzielący domek z wujem. Codziennie w ramach spacerów obaj szli do pobliskiego sklepu po zakupy. Wracając również obaj nieśli zakupy.Oczywiście pies niósł koszyk dostosowany do jego możliwości. Pies znany był w  całej wsi, znany również w sklepie. Nikt go nie przeganiał, gdyż wujek nigdy by na to nie pozwolił.
Zawartość psiego koszyka musiała zawsze mieć taka sama wagę dlaczego?
Pewnego dnia wujek źle się poczuł, ponieważ jak wspomniałam mieszkał sam, wysłał swojego pupila po zakupy. Do pyszczka dał mu koszyk, w środku kartkę z lista zakupów i pieniążki..
Nikogo nie zdziwiła wizyta samego psa w sklepie. Pani stojąca za ladą, wzięła kartkę, zważyła parę dkg wędliny wzięła pieniążki i oddała psu koszyk. Jak nigdy , tym razem pies zawarczał i ponownie postawił koszyk na ladzie. Co się okazało? Tym razem wujek chciał mniej wędliny niż zwykle, Kobieta, doważyła do zwykłej wagi, ma kartce wyjaśniła sytuację i oddała koszyk zwierzęciu.
 Zakupy dotarły do domu, pies został pochwalony, a wujek gdy wyzdrowiał oddal resztę pieniążków.
Ot i cała historia psa robiącego zakupy.)


sobota, 8 czerwca 2013

Filip cd

Musiałam, zrobić przerwę po pierwszym wpisie o Filipie.Chciałam dostrzec inny wymiar naszego  wspólnego życia. Rudzielec pojawił się u nas w dość specyficznym czasie, na przełomie lat 70 i 80.
Ten trudny czas jego psoty pozwoliły przetrwać.
Filip przez całe życie psocił i  wymyślał coraz coś nowego.
 Spał w moim pokoju, i uznał, że to on tu rządzi. Maluch sam wyznaczał porę rannej pobudki. Czasem , nawet w nocy, z parapetu skakał mi prosto na twarz  i łapką próbował otwierać moje oko. gdy je otworzyłam sama, i tak jego łapka  (bez pazurków) dotykała mojej powieki. Bałam się o oczy, bo gdy się rozbrykał zapominał o chowaniu pazurków. Jedyny sposób na spanie- to poduszka kładziona na twarz. Mało komfortowa pozycja, ale wtedy kociątko odpuszczało i szukało nowej zabawy. Odzwyczaił się zabawą powiek po 3 miesiącach i niestety tyle czasu spałam pod poduszką.
Aby dostać  się na górną półkę regału, wystarczyło wskoczyć na spódnicę , moja lub mojej mamy, potem po plecach już było wygodniej. Oczywiście nie trudno się domyśleć, że używał pazurków podczas wspomnianej wspinaczki. Spał już jako dorosły, w moim łóżku na poduszce obok. Nie lubił gdy czytałam , kładł łapkę na kartkach książki. gdy próbowałam zmienić stronę, delikatnie dotykał mnie ząbkami, ostrzegając , ze zaraz ugryzie. Gryzł w nogi, moja mamę lub mnie. Owijał łapkami nogę w kostce i wbijał ząbki w łydki. Robił to tylko wtedy gdy miałyśmy zajęte ręce niesieniem tacy np z gorącą herbatą.
 Filip od małego rozbierał choinkę. Nigdy nie stłukł żądnego świecidełka, mimo iż ściągał je z drucików na których one wisiały. I tak naprawdę to przez całe jego życie choinka była ubierana dla niego, gdyż wiadomo było , ze i tak sam ją rozbierze.
Filip żył w  czasach gdy w naszym kraju nie było specjalnej karmy, ani smakołyków dla psów ani kotów.
Z małego kociątka wyrosło duże kocisko ważące ponad 9 kg .Mimo dużej wagi, nie przestał rozrabiać.
Ulubiona zabawa to jazda po gzymsie.od firanek. Tak, nie pomyliłam się, polował gdy firanka była zsunięta na bok, wbijał w nią pazurki, rozbujał się i jechał po całym gzymsie. Gzyms trzeszczał, a Filip nie ukrywał szczęścia..
Czemu wspomniałam o czasach w jakich żył, gdyż wtedy sklepy były puste, jedyny towar leżący - to ocet.
Kot jadł głównie gotowaną rybę, której zakup graniczył z cudem. Ale cóż, stało się po kilka godzin po rybę dla niego. Zawsze przeglądał siatki naszych znajomych, mimo iż nie wszystko lubił jeść. Gdy dzwonił telefon, pozwalał mi odebrać, ale o rozmowie nie było już mowy. Kładł brzuszek na widełkach i rozłączał :)
Lubiła go nasza listonoszka Pani Małgosia, gdy przychodziła , kot wskakiwał na toaletkę aby być wyżej, wyciągał nosek i lubił nim dotykać nos listonoszki. To był cały rytuał powitania.. Z domu zniknęły wazony, zbite podczas harców, pogryzione kwiatki. Ale cóż , szkody trzeba było ponieść.
Najgorsze było, gdy w ramach protestu obsiusiał np buty. Nie dało ich się uratować , nadawały się tylko do śmieci. Pominęłam chwile gdy wyjmował ze szklanek  z herbata - cytrynę, łapał bąbelki w wodzie mineralnej  w szklance. itd itd. Brakuje mi jego mruczenia wieczorami, spania na telewizorze i łapania piłki podczas nadawania meczów.To moje wspomnienia, ale nie jesetm gotowa  na kolejna adopcje kota. Zostanę przy pieskach.)

niedziela, 2 czerwca 2013

:(

O Filipie innym razem. Od jakiegoś czasu jestem na FC. Nie będę ukrywać , ze "wychodzę" z niego w stresie. Mój blog miał pomóc znaleźć dom  pieskom czy kotkom, a tu wielka klapa.
Na Fc widać całe okrucieństwo człowieka. Psy wyrzucane, przywiązywane do drzew , bite, Jedyne co mogę pomóc to wchodzić i udostępniać. Wierzyć , że każde kliknięcie pomoże zwiększyć szansę na dom . Dom stały na całe życie, a nie jego namiastkę. Boli mnie coś w środku jak czytam, że pies wrócił z adopcji. Jakoś nie umiem zrozumieć tych "powodów" zwrotu. Zresztą co to znaczy zwrotu? Pies, kot to nie rzecz, która ma braki. Jemu trzeba pomóc się zaadoptować do nowych warunków. Takie skrzywdzone istoty szybko się uczą i bardzo starają aby utrzymać miejsce w nowym domu. To nie one zawodzą  tylko człowiek
Są piękne słowa jednej piosenki "miłością wszystko da się załatać" A czy nie miłości one najwięcej potrzebują?

Filip

Tak właśnie wyglądał Filip, który żył obok mnie przez kilka lat. Gdy go znalazłam był chyba nawet młodszy niż ten kociak na zdjęciu.. Fotka jest z netu, niestety nie zachowała mi się żadna fotografia mojego kotka.
Filip pojawił się w moim życiu mniej więcej rok, po odejściu pierwszej suni.  Nie miałam pojęcia , że czeka mnie tak duże wyzwanie. Znalazłam go idąc do pracy, a właściwie to on mnie znalazł, poszedł za mną. Z pracy zadzwoniłam do mamy pytając  czy mogę go przynieść ( mieszkałam z rodzicami i byłam dość młodą osobą). Moje pytanie do mamy, czy mogę? właściwie powinno brzmieć jak informacja ,że wrócę do domu z kotem. W domu okazało się ,że maluch jest młodszy niż myślałam. Nie umiał sam pić z miseczki, więc po palcu uczył się samodzielnego jedzenia. Na nosku miał ogromnego strupa, masę pcheł..Najgorsze było to , że ja nigdy nie miałam kota w domu.
Mama, która była przeciwna, gdy go zobaczyła zmieniła zdanie.Tata,  wziął  na ręce,  przytulił i powiedział : witaj w domu na zawsze. I tak oto nasza rodzina,  po ciężkim okresie  jakim jest utrata ukochanego zwierzątka, powiększyła się o małą rudą istotkę nazwaną Filipem.
 Filip szybko się uczył. Już pierwszego dnia sam chodził do kuwetki. nauczył się sam jeść.Pchły wyłapywałam ręcznie. Wieczorami siadałam na fotelu, mały kładł się brzuszkiem do góry i zaczynała się walka z pchłami. Każdą zabitą układałam na przygotowanym spodeczku z wodą.
"Dzięki"nowemu lokatorowi poznaliśmy nowe "uroki" życia.. Działo się dużo ale o tym  następnym razem, teraz czeka mnie spacer z Makusią i Funią