niedziela, 17 listopada 2013

Satyra w psich szelkach:)

Długo nie pisałam. Cóż dni podobne do siebie. Masa pracy, zakupy, spacery i tak..
Wczorajsza sobota była nietypowa. Rano jak zwykle pobudka, spacer i zmykam do swoich obowiązków. One wiedza ze wychodzę i same idą na swoje miejsca. Wczoraj "wyliczyły" sobie, że mam wolne i zamiast iść na posłanie zaczęły się zabawy. Dałam hasło, wychodzę a one zamarły , zupełnie jakby pytały? Musisz?
Ich reakcja wprawiła mnie w dobry nastrój.
 Po powrocie, pierw spacer i ..... koniec dnia. Sunie dostały po posiłku  , każda po kurzej łapce. Maksi poszła zaraz na posłanie, ale Funia wróciła po chwili do mnie do kuchni. Usiadła i patrzyła mi w oczy.
Dałam?nie dałam?. W pokoju okazało się, że Funia wskakując na tapczan, zgubiła łapkę. Smakołyk wpadł  obok Maksi. Przyjście małej do mnie do kuchni było prośbą o pomoc.

Nauka, to potęgi klucz:)

Moje dziewczyny uczą się życia  pomiędzy ludźmi i innymi psami grzeczności. Lekcji udziela profesjonalna behawiorystka. Pokazała jak powinnam pracować z psami. .Przećwiczyła kilka komend i na razie mnie zostało to do przećwiczenia. Maksi uczy się trudniej. Funia łapie w sekundę co od niej się oczekuje. Pani Edyta zauważyła, że Funia jest bardzo nerwowa i poleciła podawać jej specjalne tabletki. Minęło tydzień i są pierwsze efekty. ćwiczenia plus smakołyki to dość męczące.Jeśli jednak pomoże całej naszej trójce, będę szczęśliwa. Cóż nikt nie mówi , że musi być łatwo.