niedziela, 24 stycznia 2016

Zima, chyba nie jest taka zła

Nigdy nie przepadałam za zimą. Powoli jednak zmieniam zdanie. Fakt spacery są krótsze, zbyt dużo soli na ulicach, chodnikach...to jest akurat okropne.
 Zalety zimy? jedna-największa, moje sunie, które poznały mróz, głód i samotność, podczas mrozów, przytulają się, śpią blisko mnie.
Najpiękniejszy obrazek, to sunie śpiące przytulone do swoich poduszek, pluszowych zabawek albo do mnie. Wreszcie bezpieczne, spokojne, z pełnymi brzuszkami i ich wielka wiara w to, że to też jest ich dom. I te kochane oczy, wpatrzone we mnie. Doskonale pamiętam oczy ich tuż przed adopcją.
Maksi patrzyła "tępym", "pustym" wzrokiem, trudno go określić. Funia, miała białka przekrwione ze strachu. Mówią, że nie patrzy się psom w oczy, ja patrzę od zawsze. Tylko oczy powiedzą prawdę.
Wiem, że wiele piesków, nie ma takich warunków, to boli. Pozostaje tylko ratowanie ich i szukanie domków.

piątek, 22 stycznia 2016

Pies i weterynarz

Prawie każdy pies nie lubi chodzić do weterynarza. Wąchają wtedy każde źdźbło trawy, albo próbują zmienić drogę. Z moimi dziewczynami jest trochę inaczej. Gdy chorowała Funia,  Maksi często zostawała w domu. Gdy cokolwiek dolega Maksi , Funia "musi" iść z nami. Nasi lekarze już się do tego przyzwyczaili. Idąc do przychodni, na zastrzyk , czy w razie jakiejś dolegliwości, po wyjściu z klatki schodowej, mówię tylko: idziemy do lekarza.One bezbłędnie skręcają w odpowiednim kierunku.
Dwa dni temu, zaraz po przebudzeniu, okazało się , że Maksi trzepie uchem i przechyla łepek na bok. Po powrocie  z pracy, wszystko minęło. Dla jej bezpieczeństwa i mojego spokoju, ubrałam sunie i szybko do weta. Gdy do drzwi przychodni było ok pól metra, Funisia podbiegła i zaczęła łapką skrobać w drzwi, zupełnie jakby chciała powiedzieć szybko, szybko.. W gabinecie usiadła przed weterynarzem i zaczęła szczekać. Ona ma zawsze dużo do powiedzenia. Na szczęście z uchem było w  porządku. Maksi "dopadła" przeszłość. Maksi ma odmrożone uszy, najbardziej cierpi zima , gdy się rozgrzeją, swędzą. Podczas drapania, musiała się leciutko zadrapać. Moje kochane słoneczka.

Doświadczenie..

Jeszcze raz zaznaczam, że nie uczłowieczam zachowań psów.Moje relacje o nich opieram na wieloletnich obserwacjach ich zachowań.
Tym  razem znów nie o mnie chodzi, ale o Maksi. Maksi mieszkając w stadzie psów, rewelacyjnie wie jak ma się zachować aby wyjść cało z ewentualnej opresji. Funia w chwili zagrożenia, robi dokładnie to co Maksi. Kilka dni temu idąc na spacer, gdy tylko winda zwiozła nas na parter, do windy próbował dostać się ogromny pies. Od jego opiekuna wiem, ze ludzi nie ugryzie ale żadnemu psu nie odpuści. Na całe szczęście wszystkie psy były na smyczy. Moje dziewczyny zamilkły, schowały się za mnie. Atakujący nas pies szczerzył zęby. Przyciszonym głosem poprosiłam jego opiekuna by go zabrał z windy. Po krótkiej szarpaninie udało się wyciągnąć psa. Podjechałam kilka pięter wyżej i drugą klatką schodową poszłyśmy na spacer. Obawiam się, że gdyby moje dziewczyny próbowały się odgryzać, polała by się krew. To było trudne, nowe doświadczenie.

sobota, 16 stycznia 2016

Dziękuję....

Słowo dziękuję czasem rzadko używane przez ludzi, u psów bywa inaczej. Zimowy spacer, wracamy już do domu. Moje sunie widzą z daleka znajomego pieska , brzmi powitalne hau , hau. Z opiekunką psa wymieniamy  słowa powitania. Nie wiedziałyśmy jednego, Podeszłyśmy z w złym momencie. Kobieta bawiła się ze swoim psem kulami śnieżnymi. Gdy pies zobaczył nas, z zębami wystartował do Funi ( był bez smyczy, więc sytuacja nie wyglądała ciekawie ). Funisia z piskiem próbowała umknąć przed ugryzieniem. Nagle Maksi "kłapnęła" zębami, przypominając o swojej obecności.
Pies natychmiast odpuścił i odbiegł w kierunku swojej opiekunki. Funia podeszła do Maksi i polizała ją po policzku. To było piękne, obie pogłaskałam i wróciłyśmy do domu. Jestem dumna z moich dziewczyn.

Fe, ale tak naprawdę....

Jedyne zwierzątka za którymi nie przepadam to szczury. Mimo ich mądrości i inteligencji, nie lubię mieć ich w  moim polu widzenia.
Wracając w piątek  z pracy, nad moja nogą przebiegło czarno białe futerko.Chcąc ominąć to coś, aż wpadłam na młodego faceta, przeprosiłam , mówiąc , że to chyba szczur. Usłyszałam nie szkodzi , ale dusił się ze śmiechu.
Po powrocie do domu, jak zwykle spacer z psami. Głowę miałam pełną wątpliwości. Szczurek? z czarno białym futerkiem? Coś mi nie pasowało. Czyżby ktoś wyrzucił hodowlanego?
Następnego dnia, znów wracając z pracy, pod drzewkiem zobaczyłam mała czarno białą istotkę, która z trudem łuskała słonecznik. Mimo uprzedzenia jakie miałam kiedyś,
 uznałam , że trzeba zrobić wszystko  aby go uchronić przed zjedzeniem czy zamarznięciem. Zniosłam mu nasionka, trochę psiej karmy, to wszystko co miałam. Zostawiłam tez jedną rękawiczkę gdyby musiał czekać na pomoc.
 W domu zaczęłam organizować pomoc. Na fc opisałam sytuację znajomej wolontariuszce. Renia powiadomiła swoją kumpelkę z drugiego końca Polski. Ta z kolei swoją koleżankę z naszego miasta. Trochę na okrągło  ale w necie siła.
Okazało się , ze w nocy dziewczyny podjechały z klatka pułapką, szczurka złapały.Gdy przeczytałam, że maluch uratowany byłam szczęśliwa. Udało się , hurra!!!!

niedziela, 10 stycznia 2016

Powtórka z głupoty..

Dzisiaj kolejny dzień petard, trudne chwile dla zwierząt. O jakiej głupocie piszę? niedawno wróciłyśmy ze spaceru wieczornego. Wcześniej niż zwykle, gdyż o godzinie  20,00 wystrzelą światełko do nieba w ramach wielkiej akcji WOSP.
Pisząc głupota, nie mam na myśli akcji czy nawet samego strzelania, trwa to dość krótko.
Określenie głupota dotyczy opiekunów psów. Mijało nas sporo osób z czworonogami, idących na koncert i sam finał.
Jaka to atrakcja dla psów, stanie wśród tłumu ludzi przy dźwiękach petard.? ŻĄDNA!!!!!!!!!
 Potem ogłoszenia błagalne , bo pies uciekł. naprawdę czy tak trudno jest najpierw wyprowadzić psa a potem iść na koncert?

środa, 6 stycznia 2016

Tak nie wolno

Wprawdzie to wydarzyło się pod koniec ubiegłego roku, ale nie mogę o tym nie wspomnieć.Był dzień świąteczny, piękne słoneczko i wyjątkowo ciepło jak na grudzień. Wracałyśmy z długiego spaceru, było super, sunie wąchały ile chciały,ja tez miałam super relaks. Czekając na windę, zauważyłam sąsiadkę, niezbyt przez nas lubianą, ale co tam pomyślałam, Święta, zaczekałam.
Starsza pani, gdy tylko ruszyła winda, zamiast nacisnąć swoje piętro, spojrzała na sunie
 i usłyszałyśmy takie teksty cyt: ale spasione, chyba dużo żrą" .koniec cytatu. zatkało mnie. odparłam mnie ich tusza nie przeszkadza, poklepałam i pojechałyśmy dalej. Moje sunie stały, nieme, bez ruchu.
Posiłek po spacerku, sunie jadły tak jakby nie miały apetytu. machnęłam na to ręką, czasem tak bywa. Na drugi dzień, raniutko po pierwszym spacerku sunie dostały jeść i przeżyłam szok. Maksi usiadła przed swoja pełna miseczką i patrzyła to na mnie na miseczkę. poprosiłam by zjadła i zapewniłam , że nawet jeśli będzie bardzo gruba to i tak ją będę kochać. Przez dwa dni musiałam powtarzać Makusi jak jest kochana, przytulałam, głaskałam. Wszystko przeszło po kilku dniach..
Obiecałam sobie, omijanie łukiem głupiej kobiety, która odzywkami robi przykrość mojemu psu.
Nie wiem ile one zrozumiały, ale tembr głosu mówił wszystko.







niedziela, 3 stycznia 2016

Nowy rok..oby lepszy

Przełom , koniec jednego, początek kolejnego roku, są dla mnie największym stresem. Pieski dostały specjalne leki, skrócone spacery i pytania do samej siebie -damy radę?.
Mimo stresów były i śmieszne chwile. Siedziałam przy stole, Maksi leżała przytulona do mnie, Funia siedziała w łazience. Z radia leciała spokojna muzyka, nagle 12.00 zaczynają się petardy. nagle Funia wyskakuje z łazienki szczeka do nas i szybciutko wraca na poprzednie miejsce. Zupełnie jakby nas wołała: chodźcie do mnie u mnie jest ciszej.
Następny dzień dwa normalne spacery, udało się wyjść pomiędzy ostatnimi strzałami.Ostatni spacer o 18.00 był zupełną klapą. zrobiły raz siusiu i do domu.W nocy byłam świadkiem takiej scenki.
Godzina 24.00, Maksi śpi obok mnie, Funia w łazience (ma tam posłanko i podusię).Nagle Funia szczeka, nie wychodząc z łazienki, Maksi warknęła, odszczeknęła i wtuliła się aby dalej spać. Funia nie odpuściła, znów zaszczekała, tym razem Maksi odszczekała bez warczenia. Funia natychmiast wybiegła z łazienki i zaczęła  sygnalizować, że musi wyjść. Ubrałam się w strażackim tempie,
Okazało się, że obie potrzebowały spaceru. pól godzinie wróciłyśmy. Wszystko wróciło do normy.
Ta ich "rozmowa" nocna, powoduje, że na samo jej przypomnienie uśmiecham się sama do siebie.