Ważna, nawet bardzo. Dzisiaj po raz kolejny udaremniłam rzucenie się na siebie 2 psów.
Maksi na podwórku ma jednego wroga. Mały skundlony jamnik, podczas pierwszego spotkania z nami 5 lat temu, rzucił się na Maksi.Dobrze ze wtedy obydwa były na smyczy. Moja sunia doskonale to pamięta. Gdy go widzi milknie, a Funia stoi cichutko obok.. To jest dla mnie znak, że może być niebezpiecznie.
Dzisiaj tamto psisko jak zwykle bez smyczy spacerowało, a jego opiekun stał już pod klatką, zapatrzony w swój telefon komórkowy i nie obchodziło go co robi jego pies.
Poczułam się jak negocjator na ringu.
Z emocji zapomniałam imienia psa, więc spokojnie się odzywam: no co kluseczko? leć szybciutko do domu. Piesek jakby chwilę się zastanowił i kłusem popędził w kierunku swojej klatki schodowej.
Już nie pierwszy raz miałam taka sytuację, że udaremniłam rzucenie się na siebie dwóch psów, w tym mojego.
Moje szczęście polegało na tym ,że do tych psów w domu opiekunowie mówią. Tylko dlatego te psy odpuściły.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz