sobota, 9 grudnia 2017

Dochodzimy do siebie

Maksi odebrałam pól godziny wcześniej, niż planował wet. Prosiłam o telefon, gdyby zaczęła popłakiwać. Prowadząc Maksi na zabieg  Funia jak zwykle musiała iść z nami. Przez 5 lat nie udało się aby sama została w domu.
 Zostawiając Makusię, zastrzegłam, że po nią prawdopodobnie będę musiała przyjść z Funią.
Nie ma nic gorszego od czekania na telefon z przychodni. Gdy lekarz zadzwonił, zaczęłam się szykować, Funia udawała , ze tego nie widzi skulona w kącie. Idę po Maksi, idziesz ze mną?
 Funisia która żywiołowo reaguje na pytanie idziesz? Tym razem zachowywała się jakby była głucha.
Cieszyła mnie taka jej reakcja, gdyż Maksi po zabiegu wolniutko wracała do domu.
 Gdy dotarłyśmy, Funia wylizała z radości duża rudą mordeczkę.
Ok. 16 dostały jeść, a gdy wołałam moje skarby na ostatni spacer Maksi pofalowała ogonkiem.
 Super, to tłumaczyło, że wszystko jest ok.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz