poniedziałek, 27 sierpnia 2018

Ja to mam szczęście

Mam ogromna grupę wsparcia w domu. Powrót do pracy, i zmiany temperatur zrobiły swoje. Padłam ale pierw wyprowadziłam sunie, nakarmiłam całe stadko i zasnęłam. całe przedpołudnie marzyłam o kawie a w rezultacie nie miałam siły jej zrobić.
 Dziewczyny już na spacerze wyczuły moja kiepską kondycję. W szybkim tempie przybrały postawę "kangurka"jak niektórzy mówią, jedna tuz obok drugiej. Zawsze tak robią gdy czują że wyszłam ostatkiem sił.
W domu były cały czas blisko mnie, gdy zbliżał się kolejny spacer, poczułam na twarzy maślany nosek Maksi i powiew ogonka. Funia z natury bardziej jazgotliwa, swoim cichutkim łałała przywołała mnie do porządku. Ktoś się do mnie próbował dodzwonić, wiec oddzwoniłam i dałam hasło, idziemy. Obie szczęśliwe natychmiast pojawiły się obok mnie. Jakiś godzinę wcześniej z nogi leciała mi krew, nic wielkiego . Moje psie opiekunki obie musiały ocenić nogę. Najpierw maksi dotknęła lodowatym noskiem, potem delikatnie polizała, Funia zrobiła dokładnie tak samo.
 Maksi pofalowała ogonkiem, Funia wydała z siebie swoje łałała. Czyli diagnoza postawiona: przeżyje i da rade wyjść hurra.
Gdy coś im dolega, ja troszczę się o nie i odwrotnie, gdy ja nie domagam, one wspierają mnie.
I jak nie kochać?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz