Funia dwa lata jest ze mną. Zamiast smakołyków i pieszczot był koszmar:(
Dopadł nas jakiś wirus. Najpierw mnie, potem Maksi i Funię. Funisia jest delikatna, drobniutka dlatego najgorzej to przeszła. Przez całą noc wymiotowała.
Weterynarz dała zastrzyki i kroplówkę. Funia źle to zniosła,. ustały wymioty ale sunia przycichła. Niezbyt miła rozmowa z panią. weterynarz.Organizm się regenerował, dostała elektrolity. Z troska patrzyłam na słabiutkie zwierzątko.Czas jakby stał w miejscu. To były straszne dni. Musiałam wyjść z domu i dałam małej smakołyka, mimo osłabienia zjadła go. Przerażona musiałam zostawić moje zwierzaki same.
Gdy wracałam, pełna lęku otwierałam drzwi i z radością usłyszałam jak obie się drą . To było cudne.
Podczas choroby suni brakowało mi jej głośnego ziewania, czy piszczenia.
Choroba zbliża ludzi ze zwierzętami . Od chwili gdy mała wyzdrowiała, patrzy na mnie z wielka miłością.
Moje kochane psy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz