środa, 24 grudnia 2014

Jak ten czas..."leci"

I tak minął  grudzień. To był ciężki miesiąc. Na moim osiedlu strzelały pierwsze petardy. Efekt - Funia sikała w domu gdzie popadnie, nawet pod siebie przez sen. Ciągle prałam, sprzątałam. Małej mówiłam, że nic się nie stało, a ona lizała mnie po rękach i przytulała się. To pomagało. Przez cały czas jestem w kontakcie z wetem. Kupiłam proszki na sylwestra, ustaliliśmy ile mam podać leku i ile tabletek to maksimum.
Dzisiaj Wigilia..Dyskretnie zawieszona jemioła ( może być zagrożeniem dla zwierząt). Mimo podniosłego dnia musiałam zszyć firankę w oknie. Kilka dni temu sunie chcąc wyjrzeć przez okno zaczepiły pazurkiem i pękła nitka, powstało pęknięcie. Trochę gotowania, sprzątania. znalazł się czas na długi spacer, pomimo deszczowej aury. W końcu dziewczyny nie są z cukru, w domu dobrze wytarte do sucha usnęły.
czują , że kilka dni będę tylko z nimi. Maksi tuli się, Funia podstawia brzuszek.
A zapomniałam dodać , że w kuchni jest schowany dla nich prezent od Mikołaja. Dostaną suszone jelita:)
gady nie mogą się najeść, więc będzie ciepło nadal. W parku wypatrzyłam na krzewach małe pączki. Fajny widok ale gdy pojawi się mróz:(. Szkoda.
 Święta to piękne dni i najważniejsze w nich jest to, że jest czas dla bliskich, ludzi, zwierząt .Co pojawi się na stole, jak bogate przygotujemy prezenty - to tak naprawdę nie ma aż tak dużego znaczenia. Ważne by poczuć magię tych dni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz